Środek lata. Wiersz o zimie jak zbawienie.
zima
Środek lata. Wiersz o zimie jak zbawienie.
Środek lata. Wiersz o zimie jak zbawienie.
miasto zaspało, spóźniło się na świt. kroki jeszcze wolne, lepią się do bruku jak powieki po zbyt krótkim śnie, jak łyżka, z której oblizujesz dżem. szybkie roztańczanie ciała do dnia. puste drogi i senne tramwaje pełne ludzi, do których nic nie czuję.
język architektury,/ który się dobrze czyta./ szkielet kamienic/ i mięso betonu./ tracę spójność,/ dzielę się na/ szkło, papier, plastik.
lato przełamało się i jest w częściach. /kupka gruzu za domem. /garść wspomnień po tobie.
ciągłe myślenie parabolą. nikogo do pomówienia, oprócz ścian, wobec których wolę milczeć. każde wspomnienie z tobą to czarna kostka lodu, co staje w gardle.
jeśli mosty między nami mają skrzydła, /jeśli świat utraci całą moc i napięcie, /spać będziemy na poboczu światła.
kolejne hotele i kolorowe wódki. bezsenność, nocna telewizja i pobudka o szóstej, tak z przyzwyczajenia. (...)
setki dzień dobry, co słychać. / cztery kawy i dwa monitory. [...]
nie ma nieba/ między słowami. // pożegnania przepełnione wyrazami żalu,/ obrazami rozpaczy. [...]
oś na której trzeba się zaczepić, skumulować i pociąć, poskreślać czym więcej. i ty, które się czai w każdym podmiocie, i co drugiej metaforze, a nie występuje w moim życiu pod żadnym pozorem.