04 ||| ROZSTAWANIE

© Klaudia Raczek
© Klaudia Raczek

Siła, która niemożliwie wgniata w łóżko, nie pozwala wstać. Kolejny zły dzień, który będzie trzeba przeżyć, jakoś się przeszyć. Uruchomić reakcje obronne. Powolne odrywanie się od kołdry, strzępkami, jak zaschnięty na ranie bandaż. Krążenie między łazienką a kuchnią, z ciężką nocą zwisającą na ramionach. Od drzwi do drzwi, wszędzie pusto. I nagie, nieśmiałe światło, które nie wdziera się do pokoju, a naiwnie zatrzymuje na ramach okiennych, jeszcze waha, czy przenikać brudne szyby z właściwą sobie ciekawością. Kawa i papieros nie dają pożądanego efektu. Mdłości.

Pada rzęsisty śnieg, na drugi dzień topnieje. Pamiętał wszystkie zimy z nią, które były o wiele bardziej srogie, niż teraz, i długie jak listy, których nigdy nie wysyłali. Książki leżały całe w otulinie kurzu. Rozbierał je, wycierał. Z „Zestawu do śmierci” wypadł stos wzajemnych deklaracji, które mógłby dzisiaj bez zastanowienia powtórzyć. Odganiał dłonią wszystkie duchy, które zaczęły odstawiać przed nim taniec obrazów z przeszłości, danse macabre. Usiadł przy biurku, zahaczył rękawem zbyt dużej piżamy o kubek z wczorajszą, już zimną kawą. Rozlała się na ich książki, ciekła po blacie rwącym strumieniem jak krew z przeciętych przegubów. A może właśnie to była krew. Powinien zapomnieć.

Nie mógł uwierzyć, że tak bardzo potrzebował kogoś, żeby się co rano budzić, kłaść się spać co noc. Żeby ktoś zajmował ręce, wiązał myśli – inaczej nieustanne wariacje na temat umierania albo inne rozkosze. Nieustające sny o kobiecie, która go nie dotyczyła, nie dotykała. Kiedyś wstawała o świcie, zagniatała wprawnymi palcami ciasto. Zjadali je na śniadanie na pół, jeszcze ciepłe. Choć często warstwa odchodziła od warstwy, coraz bardziej zbliżali się do siebie, znajdowali podobną tylko niebu głębię. Gdzie teraz jest?

Gdyby wybierać można było tylko dobrze albo wcale. Nie obiecywać, że na zawsze albo nigdy. Pod stopami już tylko popiół. Kurz po walizkach z ubraniami, wszystkich torbach ze sprzętami i bibelotami, które żyły z nimi. Nimi. Współuczestniczyły we wszystkich pierwszych razach, spotkaniach ze znajomymi, w sukcesach w pracy, w porażkach ich kłótni. Gdzieś pod łóżkiem jeszcze bije jej serce. Słyszał je wyraźnie jak tykanie zegara po północy, kiedy dom stawał się zupełnie cichy.

Na palcach odciski i na plecach blizny przypominały o trzyletniej walce. Nie wiedział, jak ją teraz nazwać, żeby nie bolało. Gdzie jest, jaką ją kiedyś odnajdzie. Nie spotykali się na przystankach, nie wybierali już przez przypadek swoich numerów telefonów. Na pewno nie pamięta już jego głosu.

Dobrze wiedzieli, co należy robić, i w równym stopniu im to nie wychodziło. Równoważniki wykrzyczane przez przyjaciół, wytyczone zadania z terminem wykonania. Spalić ulubione kawiarnie, wymazać z sieci krakowskich ulic te, po których najczęściej chodzili. Zlikwidować konta na portalach społecznościowych. Zerwać z ciasną siecią znajomych, wyrwać kable, włożyć palce do kontaktu. Zapomnieć wszystkie chwile, które tak skrupulatnie i detalicznie starali się celebrować, łapczywie chłonąć, kodować. Nie czytać już Wojaczka. Zniszczyć tę konstrukcję, całą wiedzę o uczuciach. Zamieść, umyć podłogę.

________________________________

Co myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s