tam, gdzie tańczyliśmy na stołach, został
stopiony wosk po świecach, ślady po wódce
i smutni żeglarze, którzy tym razem sami
będą musieli zawinąć do portów.
są też ślady, których nie da się zatrzeć. kropki
łączą się w linie i nagle wszystko staje się
jasne. jasne jak wtedy, kiedy czytamy skórę braillem.
każda skóra pachnie inaczej. zapachy są złożone
z głowy, podstawy i serca. a serca jeszcze mamy,
drzwi po napaści łomem. jutro będziemy kleić kintsugi.
niech śpiewają o tym ptaki, niech opowiadają
o tym drzewa, kiedy wracamy nad ranem
bez swetrów i kurtek, ale z nowymi siniakami.
wtedy światła miasta robią się miękkie, ulice ciasne
i znowu coś uda się poukrywać między wierszami,
i znowu coś uda się poukrywać pod paznokciem księżyca.
a potem uber, uber tam, gdzie nie mamy już domu,
tylko adres zamieszkania.