Halny

Wieje halny. Hulajnogi porzucone jak ciała
pijaczków w przypadkowych miejscach
po sobotniej libacji. W mieście trwa festiwal.
Szklanka piwa, stos kartaczy, werbalne katusze.
Nie ma tu miejsca na czułości. Ktoś z małymi dłońmi
ale wielkim sercem próbuje unieść zbyt wiele
miłości. Upuszcza ją i zgniata jak obcas ślimaki,
co wyszły po deszczu na asfalt, albo jak dzikie
mirabelki, których nikt nie chciał. Teraz karmią
robaki. Dom. W kaszcie zecerskiej same kropki,
przecinki, pauzy. Chowam się przed światem
między wierszami. Mrok. Przypadki chodzą po ludziach
i się wulgarnie deklinują. Wszystkie drogi prowadzą
do ciebie, kiedy krążę bez celu jak rzucony na bruk
papier, nożyce lub kamień. Żyję cicho, niezauważalnie,
jakbym mieszkała na stacji, na której nie zatrzymuje się
żaden pociąg. 

Co myślisz?