Piękno jest chorobą. Szukanie Schulza w MARTWYM SEZONIE Jakuba Woynarowskiego

 martwy_sezonPRZED OTWARCIEM SEZONU

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam tytuł tej książki w zapowiedziach wydawniczych, od razu w mojej głowie pojawiło się dosyć oczywiste skojarzenie – wiersz (o ile mnie pamięć nie myli) otwierający tomik SEZON Rafała Wojaczka o tytule nie innym jak… MARTWY SEZON.

Zaczyna się on tak: Zjechałem tu nie w porę /Sezon jeszcze nie otwarty /a już miejscowi mówią /że tu się nic nie zacznie./(…)

Później dojrzałam podtytuł: NA MOTYWACH TWÓRCZOŚCI BRUNONA SCHULZA i się zdziwiłam, ale tylko na chwilę, dopóki nie przypomniałam sobie, że w SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ znajduje się opowiadanie MARTWY SEZON. Chyba nie świadczy to o mnie dobrze, że w tej grze na skojarzenia jako pierwsze objawiają się gimnazjalno-licealne ciągoty do poetów wyklętych.

Okładka MARTWEGO SEZONU Jakuba Woynarowskiego pulsuje dzięki oponce oblanej czerwonym, błyszczącym lukrem. Wyczuwalna jest jej miękkość. Plastyczna, metamorficzna masa, łatwo dająca się formować wyobraźnia. Oko otchłani, które zarazem przyciąga i przeraża. Oko kondora, złowieszczo łypiącego na czytelnika.

Powieść graficzna to medium nietypowe, z którym oko musi się zmierzyć, musi do niego przyzwyczaić. MARTWY SEZON anektuje w pełni dwa zmysły – słuchu (poprzez czytanie) i wzroku (poprzez oglądanie). Niekiedy dają one zupełnie sprzeczny wynik, każą się zastanawiać, wytrącają z płynnego czytania i oglądania. Plastyka obrazu wizualnego Woynarowskiego czasem uzupełnia, a czasem kontrastuje z plastyką obrazu mentalnego (wyobrażonego) w tekście Schulza.

W SEZONIEwoyn2

Drohobycz z REPUBLIKI MARZEŃ woyn1przedstawiony został jako plaster miodu – komórka miejska o ściśle określonych granicach, na skraju czegoś, u kraju województwa lwowskiego, Ukrainy. Miasto to i kraina zamknęły się w samowystarczalny mikrokosmos, zainstalowały się na własne ryzyko na samym brzegu wieczności. Plaster miodu, skrupulatnie tworzony, budowany przez społeczeństwo pszczół. Plastry miodu składają się na ul, na małą ojczyznę. Gdy inne miasta rozwinęły się w ekonomikę, wyrosły w cyfry statystyczne, w liczebność — miasto nasze zstąpiło w esencjonalność. Esencjonalność jest przepustką do oniryzmu, wstępem do plastyczności i malowania ekspresjonistycznych obrazów. Do surrealizmu.

Tu nie dzieje się nic na darmo, nic nie zdarza się bez głębokiego sensu i bez premedytacji – te wszystkie zaprzeczenia, negacje, wyrażenia pustki znajdują odzwierciedlenie u Woynarowskiego w pustych, opuszczonych bądź niewypełnionych plastrach. Ten obraz przemawia bardzo dosadnie.

Pszczoły. Mnóstwo pszczół. Niepohamowana chęć użądlenia. Barwy grafik w umaszczeniu pomarańczowo-czarnym. Ultrafioletowe widzenie świata – dla człowieka zupełnie inna, nieco fantastyczna perspektywa. Obcowanie z kosmicznymi kwiatami.woynarowski

Martwy sezon panoszy się na pustych placach, na wymiecionych przez wiatr ulicach. W REPUBLICE MARZEŃ Schulz za pośrednictwem pięknych florystycznych opisów mówi o determinizmie, przemijaniu i jego przeżywaniu. Na starych historiach wyrosła przez noc nowa zieleń. Na płyty chodnikowe przedziera się roślinność. Tam, gdzie u Schulza język wchodzi w dwuznaczności, wiersze, Woynarowski ich nie zabija. Przeciwnie, jeszcze dodaje kolejne możliwości, bogactwo znaczeń. Wszystko jest prawdopodobne, kiedy nawet martwa natura ożywa, a każda strata jest tylko przyczynkiem do powstania czegoś nowego. Życie zawsze znajdzie ujście, jakąś drogę, choćby najwęższą, niewidoczną, żeby siebie zachować. W opuszczonych domach roślinność zwycięża i odbiera to, co zostało jej zabrane przez człowieka.

Apokaliptyczna wizja końca świata. Theatrum mundi. Ludzie zginą z własnej głupoty, poprzez to, co sami wyprodukowali. Cywilizacja śmierci to cywilizacja śmieci. Pochłoną nas grzyby i bakterie, własny brud, ścieki. Nowotwór złośliwy, który szybko się rozwija, niszczy tkanki, zaraża kolejne komórki, rozrasta się. Świat u Woynarowskiego jest zepsutą pozytywką, kulą wodną z czarnym śniegiem, którą w każdej chwili można stłuc, robić na atomy. Świat się kończy, dogorywa przez trzy dni i trzy noce. Cyfra trzy określa świat i jego wymiary, stany skupienia. Trzeciego dnia, Trójjedyny Bóg stworzył lądy i rośliny. Ponoć hebrajskie słowo oznaczające „trzy” ma taką samą liczbową wielkość jak to, na czym świat się opiera – „kłamstwo i oszustwo”. Chrystus zmartwychwstał trzeciego dnia. Kłamstwo i oszustwo. Jesteśmy u końca naszych słów, które już tu stają się majaczliwe, bredzące i niepoczytalne. A jednak dopiero za ich rubieżą zaczyna się to, co w tej wiośnie jest nieogarnięte i niewypowiedziane. Misterium zmierzchu! Dopiero poza naszymi słowami, gdzie moc naszej magii już nie sięga, szumi ten ciemny, nieobjęty żywioł. Słowo rozkłada się tu na elementy i rozwiązuje, wraca w swą etymologię, wchodzi z powrotem w głąb, w ciemny swój korzeń.

Książka obfituje w serie obrazków pokazujących wycinek rzeczywistości od szczegółu do ogółu (od detalu do szerokiego planu) i bardzo pomysłowe przejścia pomiędzy historiami, oparte na różnych analogiach, najczęściej do kształtu – trochę jak w teledysku. Formy geometryczne: koła, kwadraty, linie, prostopadłościany. Liczne ich przeobrażenia, konfiguracje, prefiguracje. Świat wpisany w koło i kwadrat. Świat leżał głuchy, rozwijał się i rósł. Obrastanie światem. Wnikliwe przyglądanie się ziemi, glinie, procesom gnilnym.

Woynarowski pięknie pokazał zmierzch wiosenny z WIOSNY. Docieranie do sedna rzeczy, poprzez rozkład słowa na morfemy i fonemy. Transcendecję, poznanie istoty po drugiej stronie mety, po drugiej stronie rzeczy. Proza Schulza gęstnieje w poezję, dlatego na grafikach też dzieje się coraz ciaśniej od ziemi, korzeni, głębi. Plastyczny język przekłada się na plastyczność obrazu.

Dużą rolę u Schulza, a zatem i Woynarowskiego, odgrywa słońce. Jest ono inne zależnie od pory dnia, pory roku. Rzadko jednak ono raduje – częściej jest gwiazdą, która w dalekiej przyszłości stanie się czerwonym olbrzymem. Cała woda wyparuje z Ziemi, i ta zostanie wciągnięta w głąb atmosfery Słońca. Tak jak w poczęciu każdego człowieka i zwierzęcia możemy zobaczyć też jego śmierć, tak w chwili powstania Ziemi pisany jest jej koniec. W węższym ujęciu każdy zachód słońca jest kolejną śmiercią, bez nadziei na jutro, które może nie nadejść. Zachód zwiastuje ciemność, mrok, niebezpieczeństwo, niewiadomą. W końcu gdy rozum śpi, budzą się demony.

DRUGA JESIEŃ nie jest łaskawa. Piękno jest bowiem chorobą (…), ciemną zapowiedzią rozkładu (…). Zaciera się różnica pomiędzy dobrem a złem, pięknem i brzydotą, szczęściem i smutkiem, życiem i śmiercią. Dzieje się tak być może dlatego, że one wynikają z siebie, a nie są swoimi zaprzeczeniami?

ZAMKNIĘCIE SEZONU

Na początku MARTWEGO SEZONU widzimy dumne pszczoły, a już pod koniec tylko karaluchy, niegodziwe robactwo. Ludzie wydają się różnymi formami owadów, nieistotnym tłumem. Tracą na znaczeniu. Czy życie jest w świecie najcenniejszą wartością, bo wszystkie organizmy chcą je zachować tylko poprzez wrodzoną chęć przetrwania, przedłużenia gatunku, i żadnej nie ma w tym filozofii, głębszego sensu, znaczenia?

Woynarowski w ślad za Schulzem i jego SAMOTNOŚCIĄ daje się tak łatwo ponosić pierwszej lepszej metaforze. A siła wyobraźni potrafi być ogromna. Potrafi zdziałać cuda, ale też zabić. Siłą perswazji znaleźć drzwi, otworzyć Sezam. Esse = percipi.

MARTWY SEZON kończy się motywami z WĘDRÓWKI SCEPTYKA. Późna pora roku to zmierzch roku, koniec, śmierć, degrengolada. Eksplozja świata. Czy wszystko się kończy? Co może oznaczać płatek śniegu, w kontekście rozpoczynającego album plastra miodu? Reinkarnację? A może uwiedziony pieszczotami matki, zapomniałem o ojcu, życie moje potoczyło się nowym, odmiennym torem, bez świąt i bez cudów (…).

______________________

Artykuł ukazał się w 53. numerze kwartalnika „sZAFa”.

Co myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s