nie wiem czy to była szminka czy ślad
po jagodziankach. na szyi, ramionach,
wargach. ostry jak zadra, jak skórki paznokci,
i księżyce jak paznokcie. blizny po oparzeniach,
rozcięcia po pamięci. bo pamiątki to tęsknoty
zaklęte jak żołnierze, w przedmioty. wystarczy potrzeć,
wystarczy przetrzeć. gin & tonic. w głośnikach Rhye,
one more time for my taste. kto powiedział,
że nie można tęsknić za tym, czego nie było?
co czujesz dzisiaj, kiedy głaszczesz grzbiety książek czule,
jakby były kotami? co, kiedy wracasz do nich po latach?
czy znowu piechotą będziesz szła, z naręczem
jagodzianek, jakby były kwiatami? pamiętaj,
zamknąć oczy, zachować, zatrzymać, nie puszczać.
w słoiczkach po świeczkach odbija się świt,
wisi nad nami jak wyrok, ciężki jak magma.
póki co nikogo tutaj nie ma. nikt nie czeka
na przystankach. trzecia nad ranem, tłukę się
jak ćma o klosz do miejsca, gdzie nie mam domu,
tylko adres zamieszkania. po drugim winie
szybciej przeskakują klatki, wskazówki opadają
jakby poddawały się walkowerem grawitacji.
nie domykają się drzwi, ani serca zastawki.
czekam, palę szałwię, robię miejsce na nowe.
nietknięty obiad na stole. kieliszek pełny w połowie.
nad stawem łabędzie wysypują się jak znaki
przestankowe z kaszty. jak dedykacje,
które spełniają się, ale komuś innemu,
i gdzieś indziej.
26/3/2023