Z książek utraconych i odzyskanych
[nr 1]
[Wojaczek, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1983]
Wojaczek uprowadzony za 1 PLN. Zresztą wszystkie pozycje, które – już nałogowo – zdobywam na tandecie książek używanych, są wyjątkowe. Zapach kilkunastu dłoni, co wcześniej dotykały ich strony. Wyblakłe okładki, napiętnowane historią dłuższą, niż moja własna. Inne przekłady, wersje nieznane, niepoprawione, pierwsze. Albo i niepublikowane utwory, nawet w późniejszych antologiach.
__________________________________________________________________
Całą noc męczę się, katuję, zaciskam pięści, wykrzywiam wargi. Nie mogę Ci uwierzyć, że szukasz mnie, choć tak chciałabym się odnaleźć. Mieć do końca wyklejoną samotność czyjąś obecnością, ale tak, by sobie wzajemnie nie przeszkadzały: Ty i Samotność, co siedzi mi na karku. Samotność szepcze wiersze, które czytam. Samotność szepcze wiersze, które piszę. Nie mogę Ci uwierzyć choć w nocy tak jesteś blisko, tak oczywistym, skrystalizowanym tworem – paradygmat. Nie próbuję go podważać, boję się prawdy. Przy niej ciężko utrzymać powieki, by nie rozlewały się na dłoni, w kałuże, choć Twoje suche usta kiedyś były równie chłonną gliną. Noc mówi naszym językiem, tylko cichym. Próbuje ułożyć do snu sponiewierane nadwrażliwością ciała. Uważaj, chyba niebezpiecznie układać się w kołyskę naszej śmierci. Może poczekajmy, przecież prawdziwie pierwsza gwiazda jest niebezpieczna dla takich – jak my – tchórzy. Nie umiemy sobie dogodzić, chcemy się jedynie schować w pewne miejsca na tej Ziemi, najlepiej nieznane. Uchować azyl pod biurkiem, być psem w budzie swojego domu, lecz i tutaj nawet najmniejszej szpary.
Z ucieczek w Ciebie można by napisać głupi wierszyk, poemat, elaborat, jak i ścisłą dysertację. Nie wiem, chyba nie domyślę się, co najlepiej czujesz, co rozumiesz, dopóki mi nie powiesz. Tylko – w Ciebie – jest zupełnie głęboko. Jeszcze się pomyli noc z dniem, a świt też nie wie, może zmierzchem jest? Do tego całą dobę wiszą nad głową sąsiedzi, więc siedzą i wzywają posiłki, choć w istocie nic nie jedzą. Milicja, policja, kto ich tam wie. Dla nich do tej pory niewiele się zmieniło. Wzywają, bo nigdy jeszcze nie rósł taki krzyk przez sufity w głuche okno nieba. Teraz słyszą wszyscy, że pozwalam Tobie, że katujesz i kreślisz każdy mijający dzień – w mokre blizny.
Kawa, 01:10, tylko czy to noc, czy to dzień i istotnie Księżyc już się toczy pod stół nieba, a Słońce wschodzi z żył? Czy się jeszcze jest, kiedy się gubi swoją istotę? Świadomość godna szaleńca. Wariują wszystkie mięśnie, może chcą się rozstąpić, przecedzić przez sito. Przełożyć na mowę krwi – puls? Jeśli się rzeczywiście zatrzyma, cisza stanie się pospolitą rzeczą, jadalną o trwałym i natarczywym posmaku czosnku. I co z tego, że ta cisza jest gorzka, jeśli jest próżna; nawet jeśli głos jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi. Nie można wierzyć echu, nikt nie wierzy echu. Nadzieja – to piękne imię, lecz byłoby zupełnie dobrze, gdyby karmiąc się nią, zdmuchnąć gwiazdki drobnych klęsk.
W tym pokoju, gdzie z sufitu patrzy strach, naprawdę brakuje pokoju. Brak mi świętego pokoju, ale i spokoju. Jest tak gęsto, że nawet sny nie dochodzą. Nie docierają na miejsce, bo sen jest nie snem, lecz cyklonem. Nie można oddychać, co dopiero śnić. Zamiast tego, powinniśmy poszukać prostych rozwiązań na to drażliwe, zapętlone życie. Czas się zaszył pod skórą jak esperal, i gnije. I czernieje, i czy przypadkiem tym samym nie zaszedł nam za skórę? Kochaj mnie, bo inaczej moja stacja oraz meta będzie barem. Nie chcę tak skończyć, przecież ktoś kto kocha, nie jest tym, co umrze.
Widzisz, pochopnie można by powiedzieć, że najważniejsze w życiu człowieka (tym bardziej literata) powinny być potrzeby duchowe. Pewnie i tak jest w sensu stricto, tylko nie wolno zapomnieć, żeby choć raz na tydzień załatwiać potrzebę cielesną dla lepszego pisania. Poeci żyją z pragnienia, z permanentnego oczekiwania, tęsknoty za tym, co mogą mieć, ale na co nie pozwala sama potrzeba niedokończenia. Próbujemy miedzianego smaku nieobecności ich na naszych wargach. Niespodziewane powroty są rozkoszne, pożegnania liche i niedbałe. Przypadki po nas chodzą, ale częściej rozjeżdżają nas z premedytacją. Zwłaszcza kiedy już niemal zwisamy z gałęzi jakże upalnego lipca, więc rozochocone bardziej żołądki, usta, uda zaczynają wygrywać marsze, bo dopraszają się wolności; zbieżności śliny, albo i rozgotowania ciała przez sen / seks. Przy Tobie i sen, i seks jest równie intensywnym przeżyciem.
Widzę inne jeszcze kobiety stosownie nagie, gdyż sukienki zdjęły. Takie chwile, kiedy nie umiem się pożegnać, nawet przeżegnanie nic nie załatwia. Nałogi są silniejsze niż bóg, silniejsze niż sam Bóg, albo homonimiczna jemu rzeka. Nałóg drugiego, wykochanego z całego krajobrazu miasta – ciała, co układa się w pewne zależności: im mniej słów, tym więcej śliny; im ciaśniej, tym dalej od rozsądku. Znowu jestem twym koszmarem, chodzę po twoim dachu, mieszkam w twojej krwi, oświetlam twoje sny i już nic nie zrobisz, nie uwolnisz się z kleszczy nadmiernej wolności, bo to ja jestem Twoją wolnością, o którą walczysz, a która ciągle umyka. Dobrze wiesz, że z najgłębszą czułością dotyka tylko kobieta, jeśli jest to dotyk pierwszy. Przy kolejnych bywa nieważne, czy to kobieta albo inne zwierzę, któremu już się nie powierzę.
A Ty czujesz wyraźny gwałt, jeśli oddajesz i duszę, i ciało? Natarczywa odpowiedzialność, więzy z zobowiązań, i cierpki posmak posiadanego absolutu. Przecież – muszę to powtórzyć – poeci żyją z pragnienia, nagminnie chodzą z butami po nagim ciele kobiecym. To nawet lepiej, jeśli kochanka się skurwiła, za mąż wyszła. Inaczej przyjaźń, tak różnorodnie ukwiecona w rozpaczliwie niedorzeczną miłość – umiera, i ręka porzuca pióro, noża szuka. Jeżeli o tym zapomnę, pamiętaj, by nie zdradzać mnie – ze mną. Pamiętaj, że każdy nowy ktoś jest potencjalnym zjawiskiem, które chcę absorbować, wciągać przez słomkę. Zasysać jak komar tę świeżą krew, która za chwilę i w nim wibruje. Jeśli ktoś zapala papierosa, łykam dym i nie śmiem oddychać.
Zasypiam z ich imieniem na ustach, i z nimi w ustach, przy boku, nawet jeśli zrozumienie muzyczne jest pierwszym stopniem do zrozumienia ogólnego (jak mawiała cztery lata temu – świętej, żywej we mnie pamięci – J.), lecz nas wyłącznie muzyka sądzi i wciąż są dysonanse, bo nie ma tancerki, co tańczyłaby nasz smutek. Nie ma takiej, która zaprowadziłaby nas na koniec świata, na jego początek. Nie ma takiej, która prowadziłaby na biegun pomylonego serca. Nie ma takiej, która potrąci z przyspieszeniem – ciało, co nocą jest główną ulicą miasta. Bardziej niż muzykę, rozumiem Twoje w napięciu rozpięte nade mną mięśnie, w takt chrupiący miąższ, chrząstki.
Nocą rozwiązłe stają się wszystkie zmysły, trudno je oszukać, jeszcze trudniej – wykreślić. Śpisz, więc wolno cię kochać tak, jak gdybyś umarł. Tak i ty nie musisz wołać mnie, kiedy wiesz, że przyjdę. To wszystko jest jak skazanie na wieczną tułaczkę, jakkolwiek by to patetycznie nie zabrzmiało. To wyzucie z bezpieczeństwa, stabilności podstaw, kiedy brak podstaw do obrony, bo wyrok na mnie już zapadł. Jego wydźwięk jest tak prawdziwy, jak bolesny: począłeś się w kobiecie z wielkiej melancholii, a ostatecznie – potkniesz się o śmierć.
Wódka, 01:10, i nieważne, czy to noc, czy to dzień, aby kochać miłością w dobrym tonie smutną.
Google likes it fresh – If your website is scheduled in aspic, a monument
to a time past, a web-based brochure untended, unloved and
collecting virtual dust – in that case your SEO will almost certainly suffer.
For that reason, social media has changed into a favorite
among both seasoned and new entrepreneurs.
Google has warned however, that it is going to be turning off non-user pages
shortly. https://Squarerock4.Wordpress.com/2016/12/19/advantageous-guidelines-to-assist-wtih-instagram-marketing/
PolubieniePolubienie