To będzie perfidne nawiązanie a raczej równie szczera kontynuacja poprzedniego wpisu odnośnie zespołu zwanego Fonetyką. Jednak teraz mam zamiar wmieszać w to wszystko (i nie nazywałabym tego błotem) dwie zupełnie inne postaci, z różnych światów, ale które obie trafiły na grunt polski w dosyć niszowe miejsce, a to za sprawą uprawiania muzyki niepopularnej. Niepopularnej w równym stopniu jak poezja, bo jest to tak zwana poezja śpiewana.
Pojedynek nr 1.
Interpretacji muzycznych wierszy Wojaczka może nie słyszałam wiele, ale na pewno jest ktoś, do którego wykonań w przypadku brania na warsztat poezji będę się zawsze odwoływała. „Zawsze” to poważna deklaracja, ale na pewno do czasu poznania większego talentu i geniuszu w przelewaniu przez siebie cudzych emocji. Anka Mysłajek to ktoś, kto śpiewa prawdę. Nic więcej, niczego mniej. Kiedy szepcze: Ja jestem naga, niemal krzyczy: Zrób coś, abym rozebrać się mogła jeszcze bardziej, nie można jej nie wierzyć. Naga do bólu, naga wśród tłumu, z bebechami na oścież, z nerwami na wierzchu. Tyle dramatu w głosie, tyle radioaktywnego niepokoju w gestach, że atmosfera zdaje się nasiąkać immanentną, ale intensywną erotyką, pornografią, śmiercią. Brudem zza paznokci i miesięczną krwią.
Fonetyka przywłaszczyła sobie i nieudolnie wyśpiewała „Krzyż” Wojaczka, nie wiedzieć czemu i w jakim celu, bo podmiot liryczny jest kobiecy, ale o tym rozwodziłam się już ostatnio. Anka robiąc na osnowie „Krzyża” kolaż tekstów Wojaczka zrobiła majstersztyk. Żeby nie być gołosłowną, postawmy oba wykonania w pojedynku. Dla mnie rezultat jest oczywisty.
– Anka Mysłajek na żywo
Krzyż (wrzuta.pl)
– Fonetyka
Stracie nr 2.
Drugą postacią, która kontruje dokonania Fonetyki na polu poezji śląskiego poety jest… białoruski bard Zmicier Wajciuszkiewicz. Zakazany na Białorusi, za to z niezależną, prestiżową nagrodą za białoruski album ubiegłego roku. W zupełnie inny sposób ukazuje dramat wierszy polskiego poety, niż fonetyczne trio. Lepiej? Moim zdaniem tak. Białorusin interpretuje śpiewając, rodzimy zespół tylko wyśpiewuje tekst, co wydaje mi się najbardziej znamienną różnicą.
– List do nieznanego poety w wykonaniu polskiego zespołu.
– i Zmicier Wajciuszkiewicz.
Samobój wtóry.
Ciekawa jestem, w jaki sposób trio w składzie Wałczuk, Zaklikowski oraz Jabłoński zaprezentują album do poezji Andrzeja Bursy. Trailer zatytułowany Warszawa-FANTOM nie napawa optymizmem.
Po pierwsze. zupełnie nie kleją się wersy, drażni mnie brak spójności, rytmiczności. Na siłę panowie próbują oddać pełny tekst, nie ingerując nawet drobnie w celach wyższych. A przecież muzyka rządzi się innymi prawami niż wolny wiersz. Może należałoby się raczej zając sylabikami, sylabotonikami, niż kaleczyć poezję „wyklętych”?
Po drugie, nie wiem, czy to był zamierzony chwyt (o ile można to nazwać chwytem), może raczej „zabieg”… Moje poczucie estetyki gwałcą zakończenia fraz wokalisty, szczególnie w refrenie. Teraz to zabrzmi już zupełnie niepoważnie, ale czy tylko ja słyszę to nieprzyzwoite sapanie?
Po trzecie, synthpop powoli staje się już nudny.
________________________
Zapraszam do następnego odcinka już teraz, będę się bestwić nad kimś innym, zapewniam!