Grudniowe dni rzadko różnią się od siebie. Równie dobrze mogłoby ich nie być, można by je przespać, niewiele tracąc. Niekiedy brakuje powodu, by wyjść z domu. Nawet głód przestaje dokuczać, staje się przyjemny. Właśnie wtedy, jednym z niewielu przedsięwzięć, jakiego można się podjąć, jest rozsunięcie zasłon, badanie światła.
Są chwile samotności, na które trzeba siebie skazać. Lawirowanie na granicy szaleństwa, kiedy ściany i przedmioty pochłaniają całe dostępne powietrze, zaczynają żyć głośniej od ciebie. Poszerza się przestrzeń, przygniata otaczająca geometria.

Dziękuję, zapraszam znów, a sama chętnie się zapoznam z treściami na Bestiariuszu.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
chetnie skomentuje kolejne. Przy okazji zapraszam na mojego bloga (taki totalny misz-masz historyczno-polityczno-fotograficzny. Na co zreszta wskazuje „chmura tagow”).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ogromnie dziękuję! Ta interpretacja, zupełnie inna od mojej-pierwotnej-zamierzonej bardzo mnie przekonuje. A porównanie klimatu do „Psychozy” to niesamowity komplement. ;-)
PolubieniePolubienie
Świetne zdjecia. Wspaniały klimat. Ingerują wręćz w sferę prwyatności autora/autorki. Pierwsze i piąte sugerują, że za kadrem czai się niebezpieczeństwo (1 – kojarzy mi się z „Psychozą” Hitchcocka). 3 i 4 sugerują, że ktoś w pospiechu wyszedł z pokoju ziostawiajac pełną szklankę i włączony komputer).
PolubieniePolubione przez 1 osoba