Przejażdżka z niewielką przyjemnością i bez morału. Lwów i Olesko

Mój podstawowy problem polega na tym, że ciągle robię zapiski. Bez przerwy, wszędzie, na różnych skrawkach papieru. Czasem notuję informacje ważne, czasem zupełnie nieistotne. Najczęściej prowadzę dzienniki z podróży, żeby silniej przeżywać, łatwiej móc zapamiętywać. Niekiedy zeszyty, w których notuję, znikają w niewyjaśnionych okolicznościach, ja o nich zapominam, razem z historiami, które się w nich mieszczą. Niekiedy, tak jak dzisiaj, je odnajduję. Po ponad dwóch latach.

_______________________________________

2015-12-02
Google Maps, Street View

11-14 września 2013

O tym, że z Cieszyna przez Kraków do Lwowa jest daleko, ale można dojechać szybko i bezproblemowo

W autobusie na trasie Cieszyn-Kraków wpadłam w pajęczynę snu, która szczelnie otulała ze wszystkich stron, zabijała czas. To był dopiero pierwszy etap podróży, a ja już byłam zmęczona. Do tego jeszcze zmiana strefy czasowej miała mi ukraść godzinę życia.

O ile Lwów nie krył już przede mną wielkich tajemnic, to niezmiernie kusiły podróże choćby o kawałek dalej na wschód. Przeglądając przewodniki i mapy, wymyśliliśmy Olesko. Miało być śliczne centrum turystyczne, XVII-wieczna chluba Jana III Sobieskiego, a szczególnie Marysieńki, a była wielka smuta. Cały szereg pomyłek składających się na wielką smutę. Zanim jednak dotarliśmy do tego miejsca, które równie dobrze mogłoby się znajdować zarazem wszędzie i nigdzie (z lekkim wskazaniem na “nigdzie”), mieliśmy do pokonania wiele kłód rzucanych przez los pod nogi. Nastąpiło też kilka zwrotów akcji. Zapnijcie, proszę, pasy.

O tym, że ze Lwowa do Oleska jest tak blisko, a jednak tak daleko

Zaczęło się od tego, ze wybraliśmy za punkt startowy zły dworzec autobusowy. Była sobota, czyli dzień, w którym lokalne marszrutki podróżują o wiele rzadziej, z mniejszą punktualnością, a ich trasy są jeszcze w mniejszym stopniu przewidywalne niż zwykle. Aby dostać się w możliwie najszybszym tempie na właściwy dworzec, postanowiliśmy za doraźny środek komunikacji obrać taksówkę, w której to czekało na nas zadanie specjalne. Musieliśmy udawać Ukraińców, by nie zostać wystrychniętymi na dudka Polaczkami i nie zapłacić za tę niewątpliwą przyjemność całym naszym dobytkiem. Ci, co znali język jakże obcy, mieli się silić na jak najlepszy akcent, a ci, co go nie znali, mieli zamknąć gęby na kłódki, co wcale nie było takie łatwe.

To, że dotarliśmy na właściwy dworzec, nie oznaczało jeszcze, że zakup biletów na przejazd odbył się bez problemów. Otóż w tym przybytku zasady dotyczące wszystkiego były inne, niż na tamtym. Tutaj na przykład nie dało się nabyć biletu bezpośrednio u kierowcy. Do tego każdy siedział na wskazanym na paragonie miejscu, co również odbiegało od poznanych mi wcześniej praktyk marszrutkowych. Mniejsza z tym.

Udało się. Mieliśmy bilety, siedzieliśmy na przyznanych nam odgórnie miejscach, kierowca odpalił silnik i ruszyliśmy w te pędy. Znając piękne, płaskie, szybkie ukraińskie drogi, te pędy były bardzo gęste, dzięki czemu trasę, która liczyła 70 kilometrów, pokonywaliśmy niemalże od świtu do nocy, nie szczędząc ani na chwilę mechanicznych koni. Miła dziewczyna zobowiązała się nas poinformować o tym, kiedy mamy wysiąść, jednak nie wiem, czy doprawdy było jej za co dziękować.

O tym, że Kazik Staszewski nie mógł być w Olesku ani na dworcu, ani na zamku

2015-12-02 (1)
Google Maps, Photo Sphere, (c) Peter van der Veen

Wysiedliśmy na przystanku, który mógłby równie dobrze informować o przybyciu do miejscowości Dziura. Oczyma duszy widzę ten szyld “Witamy w Czarnej Dziurze”. Kazik w piosence Polska śpiewał: “Czy byłeś kiedyś w Kutnie na dworcu w nocy? / Jest tak brudno i brzydko, że pękają oczy”. Ten tekst świadczy o tym, że Kazimierz Staszewski, syn Stanislawa, nigdy nie był w Olesku. Gdyby był i miał porównanie, o Kutnie śpiewałby, że “świeci się jak miliony monet”.

Ja naprawdę staram się nie przerysowywać. W opustoszałych budynkach, znajdujących się przy głównej ulicy, były popękane szyby. Wystarczyło zajrzeć do środka, żeby odkryć, jak natura wygrywa z architekturą. Podłogi porośnięte mchem, bliżej okien rosły jakieś dzikie krzewy, gdzieniegdzie było widać kwiaty. Zamek, który jest główną atrakcją Oleska, był w takim stanie, że trzymał się już chyba tylko dzięki gorącym modlitwom mieszkańców. Autobusy pełne turystów dawały im nadzieję na klientów kupujących ich przysmaki czy pamiątki.

Otaczający zamek ogród był równie zaniedbany, co wszystko wokół, więc nie wybijał się szczególnie na tle krajobrazu. Nadzieję dawało jeszcze muzeum, znajdujące się pomieszczeniach twierdzy. Jednak zabytki, obrazy, meble, rzeźby były w opłakanym stanie, przywieszone byle jak, byle gdzie, podpisane, albo i nie. Przez zimę ponoć nie ma się tam nawet co wybierać, bo sale nie są udostępniane dla zwiedzających ze względu na brak środków na ogrzewanie.

O tym, że droga powrotna oprócz smutnych konstatacji nie oznaczała końca niespodzianek

Przestaliśmy żartować, robiło się nam coraz bardziej przykro. Czuliśmy żal wobec tego miejsca, tych ludzi, którzy zmuszeni są żyć w totalnej rozpierdusze. Zastanawialiśmy się, czy gdybyśmy się tam urodzili, to dotrwalibyśmy bez ciężkiego etapu depresyjnego do, chociażby, piętnastego roku życia. Wiem, gdybyśmy mieszkali tam od zawsze, nie mielibyśmy punktu odniesienia. Jeśli przyszłabym na świat w Olesku, pewnie moim marzeniem byłoby zostać ekspedientką w sklepie, mieć własną, rozpadającą się chałupkę, parę kur. I może rower.

Byliśmy już w drodze powrotnej do Lwowa, spokojni i pewni, że nic złego nie może się już stać. Nagle nastąpił huk, kierowca ledwo zdążył zjechać na pobocze. Urwaliśmy koło.

3 myśli na temat “Przejażdżka z niewielką przyjemnością i bez morału. Lwów i Olesko

  1. Kazika użyłam bardziej dla żartu, ale faktycznie, nie pomyślałam o tym, że Kutno mogło kiedyś być w takim stanie.
    Dziękuję za ten komentarz, ogromnie mi miło.

    Polubienie

  2. Wydaje mi się, że Kazik śpiewał o Kutnie, którego możesz nie pamiętać, a które wówczas mogło mocno przypominać Olesko.
    A co do depresji, pokolenie dawnego „wyżu demograficznego” nadal na nią cierpi.

    Dziękuje za ten tekst. Pięknie piszesz, a ja dawno nie byłam we Lwowie.

    Polubione przez 1 osoba

Co myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s