świetlówka brzęczała w łazience i w języku
morse’a opowiadała ćmom historię naszej
pierwszej nocy. pamiętam,
kapało z kranu, pralka właśnie wyprała i
sąsiad zaczął grać zimę vivaldiego. teraz
już nikt nie szeleści kołdrą, prócz jednej,
mokrej, czarnej koszuli. nie zdążyła wyschnąć
i powiewa nad wanną jak kir, samobójczo
nade mną rozwieszony sztandar.
rozgrzebuję wszystko, co umarłe.
Almanach poetycki, grudzień 6(59)/2010
fot. Saligia -> link
nie, to tylko podmiot liryczny podszyty mną.
PolubieniePolubienie
Raczku.. pogrzeb! Odpraw go, a poczujesz się znacznie lepiej. Uwierz. To tylko parę uronionych łez…
PolubieniePolubienie