Historia ta dotyczy trochę książki Wita Szostaka „Cudze słowa”, a trochę nie, a wplątane jest w nią co najmniej kilka osób, jeden pies i chór grecki. Otóż wczoraj w księgarni Karakter nabyłam kilka książek (drogą kupna oczywiście), niby na prezenty, ale nie wiem, czy je dam, bo w sumie są zbyt interesujące i już się do nich przywiązałam. Trochę się czuję jak z wiersza Wiedemanna: „tak samo jest z tymi kwiatami: kupiłem je dla ciebie / a teraz nie mam ochoty ci ich dawać”. Wcale mnie też nie przeraża to, że szybciej kupuję, niż jestem w stanie czytać, ale nie wiadomo ile będzie trwała pandemia, zima i kocyki.
Wrócę jednak okrężną drogą do sedna. Stoję przy kasie z łupami, wtem przypomina mi się, że miałam jeszcze „Cudze słowa” kupić Szostaka, no ale nie widziałam nigdzie. Pani mówi, że nie ma, wyprzedały się, ale przyjść i zapytać jutro. Tylko ja w sumie to nie czytałam nic o tej książce, kilka osób mi polecało bardzo, w tym, heloł, zwyciężczyni GrandPressa i królowa Pożeraczy Smutku Justyna Suchecka, zwana Dżastą. Wejdę na jakąś stronę, poczytam jeszcze czy warto. Trafiam na taki opis:
„W Cudzych słowach Wita Szostaka siedem osób kreśli portret Benedykta. Z każdej opowieści wyłania się inny bohater. Czy twórca najoryginalniejszej z krakowskich restauracji, ukochany uczeń charyzmatycznego filozofa i kochanek dwóch niezwykłych kobiet to na pewno ta sama osoba?
Cudze słowa uwodzą wizją śródziemnomorskiej wyspy szczęśliwej i krakowskich mglistych Plant, pachną świeżo pieczonym chlebem i pilawem z jagnięciną. Powoli odkrywają przed czytelnikiem tajemnicę notesów, pełnych cudzych słów.
Cudze słowa to ciągłe budowanie i burzenie mitu, zderzanie się różnych wersji i odkrywanie nieuchwytnej prawdy o człowieku. Wit Szostak poszukując w literaturze nieprzetartych szlaków, tworzy nową literacką jakość”.
Wysyłam to do towarzyszki panienki Sary Maj, która hobbystycznie zajmuje się wychwytywaniem pierdoletów i kocopołów na kilometr (ATL i BTL), celem diagnozy słuszności mojego oburzenia. Screen komentuję folklorystycznym: „ja jebe”.
Koniecznie “najoryginalniejsza, “ukochany”, “charyzmatycznego”, “uwodzą”, “mglistych”, “pachną chlebem”, nieuchwytna prawda”, “nieprzetarte szlaki”. Absolutnie straciłam ochotę na zakupy. No i towarzyszka panienka dodaje swoje 12 groszy (tylko nie płacz proszę) na temat „nowej jakości”, czyli tworu, który nic nie znaczy. Wiemy, że jakość może być niska lub wysoka, ale pytamy filozoficznie, czy jakość może być nowa albo stara? I co to rzeczywiście mówi? Jeśli ktoś nam wyjaśni i uzasadni, że ma to sens, stawiamy wino lub osiem. Odpowiedzi: „pies wie” nie przyjmujemy.
Tak się wyzłośliwiamy dalej, wtórując sobie, a w tle chór grecki odzywa się niespodziewanie: „tak im do śmiechu, nich same to lepiej napiszą”. W ramach ćwiczenia usuwam więc z opisu górnolotne epitety, idąc zresztą śladem autora okładki, i niewiele więcej z tym robię. W efekcie mamy opis zupełnie innej książki, którą już chciałabym kupić:
„W Cudzych słowach Wita Szostaka siedem osób opisuje Benedykta. Z każdej opowieści wyłania się inny bohater. Czy twórca jednej z krakowskich restauracji, uczeń filozofa i kochanek dwóch kobiet to na pewno ta sama osoba?
Cudze słowa nawiązują do wyspy szczęśliwej, w tle krakowskie Planty, zapach świeżo pieczonego chleba i pilawu z jagnięciną. Co kryje się w notesach pełnych cudzych słów?
Cudze słowa to budowanie i burzenie mitu, zderzanie się różnych wersji i odkrywanie prawdy o człowieku. Wit Szostak szuka w literaturze nieprzetartych szlaków i je znajduje”.
Bez płynnego zakończenia, od razu przejdę do pytań do czytelników:
– czy warto kupować tę książkę czy nie?
– czy ten opis na stronie to faktycznie kicha czy się czepiamy?
– co to znaczy „nowa jakość”?
Ze świątecznym pozdrowieniem, niech Wam gwiazdki pomyślności nigdy nie zagasną.
P.S. ***** ***