Czytaj pierwszy odcinek serii: Rozdział 1. DL0047 Amsterdam-New York
Czytaj drugi odcinek serii: Rozdział 2. DL0047 Amsterdam-New York cz. 2
– – – – – – – – – –

Ku mojemu szczęściu i uciesze innych, mam zazwyczaj bardzo udane początki wyjazdów, przyćmiewające zupełnie to, co wydarza się później. Na przykład podczas wyprawy do Indonezji pierwszego dnia wjechałam skuterem do rowu z gównem. Niczym już nie dało się później tego incydentu przebić.
W Nowym Jorku było jeszcze ciekawiej, mimo że nie prowadziłam tam żadnego pojazdu i ciężej wpaść w wolnostojące ekskrementy. Jak pisałam ostatnio:
Szybka odprawa wizowa, 11:30. Czuję zapach Nowego Jorku i ostre światło mroźnego przedpołudnia. W lekkiej kurtce, bez mycia się, żeby nie tracić ani sekundy, z małym plecakiem, postanawiam, że idę do miasta, które nie zasypia. Wybieram sto dolarów w bankomacie, piszę ostatniego SMSa z lotniska. Raczek sam w Nowym Jorku.
Wyszłam z terminala i musiałam wyglądać na dość zakłopotaną i niepewną, bo od razu podszedł do mnie taksówkarz:
– Nie zgubiłaś się przypadkiem? Jakoś pomóc?
– W sumie chciałam się dostać na Manhattan.
– Gdzie na Manhattan?
– Nie wiem.
– Okej, wsiadaj, coś wymyślimy.

Jak obiecał, tak zrobił. Zaczął mnie dopytywać o moją historię, co tutaj robię, skąd przyleciałam, że to jest kind of amazing, że podczas przesiadki chcę zobaczyć chociaż kawałek miasta i on mi w tym pomoże.
Kierując się na Manhattan, taksówkarz zdradził mi, że pochodzi z Senegalu, na początku lat 90. przeprowadził się do Nowego Jorku z Paryża, w którym studiował i mieszkał kilka lat. Skończył studia budowlane i designerskie, pracował przy sprzątaniu World Trade Center po 11 września 2001 roku. Jak architekt Ted z Jak poznałem waszą matkę, mój taksówkarz chodzi regularnie na pikiety, które mają zapobiegać wyburzaniu zabytkowych budynków z centrum miasta. Czasem się udaje, czasem nie.
Przejeżdżaliśmy przez coraz węższe i coraz bardziej zatłoczone ulice naszą wielką taksówką dostosowaną do osób niepełnosprawnych. Kierowca pozwolił mi otworzyć szyberdach, żebym z radością tytułowego bohatera Kevina samego w Nowym Jorku mogła podziwiać Manhattan z wystającą głową ponad samochodami. Nie wierzyłam, że tam jestem, że widzę te tak dobrze znane ulice z filmów i seriali. Kontrasty, budynki-ikony (Flatiron! Empire State!) i przepełnione śmietniki za nimi. Para ze studzienek na każdej ulicy, dwa metry dzielące bezdomnych i modelki w sesji zdjęciowej do Vogue’a albo innego Esquire’a

Dojechaliśmy na Times Square, zatrzymaliśmy się przy schodach, z których turyści robią sobie zazwyczaj fotki. Taksówkarz powiedział, że nie spotkał jeszcze podczas swojej pracy takiej crazy girl from Europe i że ma dla mnie układ. Ja mu zapłacę za kurs na Manhattan, on wyłączy taksometr, po czym przewiezie mnie po całej dzielnicy i gdzie tylko będę chciała, po czym włączy go dopiero kiedy już będziemy wracać na lotnisko, po kilku godzinach. Nie miałam ani chwili niepewności, że oto wygrałam los na loterii i w duchu skakałam z radości.
Mijaliśmy butiki na 5th Avenue, dawną dzielnicę pełną atelier krawców, wygryzioną w latach 90. przez sieciówki. Mijaliśmy budkę z kurczakami od The Halal Guys, za pudełko jakieś 8$, po które taksówkarz wozi tam i z powrotem ludzi za 20$, takie pyszne. Nie jem mięsa, ale pachniało na całej ulicy. Chciałam wiedzieć wszystko. Mijaliśmy pierwszy w Nowym Jorku Hilton i Sheraton, Radio City, MoMA, Carnegie Hall, M&M’s World ,Trump Tower, Central Park.
Rozmawialiśmy o tym, że kiedyś Senegalczyk był wielkim fanem reggae i nosił dredy, ale potem zakochał się w jazzie i od tamtej pory jest fanem Milesa Davisa. Rozmawialiśmy o Tutu i o tym, że taksówkarz ma swoje fanaberie. Kupuje dalej płyty z muzyką, zawsze po dwie, bo jedną ma w domu, a drugą w samochodzie. Kupuje również zegarki, bo mu się podobają wizualnie i docenia kunszt, ale ich nie lubi nosić, więc tego nie robi.
Objechaliśmy cały Manhattan, dojechaliśmy do Ground Zero, po czym mój taksówkarz zapytał, jakie księżniczka ma marzenia. Stwierdziłam, że chcę zobaczyć najbardziej tętniącą życiem dzielnicę z drugiego brzegu. Przejechaliśmy do Jersey City, z którego wyrosła przed nami panorama Manhattanu. Senegalczyk dalej opowiadał, że w sumie niedaleko mieszka, niedawno się rozwiódł, dzieci ma już dorosłe i czują się one już w pełni Nowojorczykami. Chciał je zabrać w najbliższym czasie do Senegalu, żeby poznały rodzinę, ale ubolewał, że one nie mają potrzeby poznania korzeni, ani mówienia w jego ojczystym języku.
Według taksówkarza, koniecznie trzeba być na Jersey wieczorem i widzieć Mahnattan z oddali podczas kolacji w restauracji. Kiedyś tu wrócę, obiecałam jemu, i sobie.

Z Jersey wracaliśmy na lotnisko. Taksówkarz zapytał, czy nie chciałabym sobie do Polski zabrać Trumpa. Chciał mnie wziąć z zaskoczenia, ale odpowiedziałam, że nie, bo mamy w Polsce kind of our own Trump, i że dzięki. Rozmawialiśmy chwilę o polityce, że podstępem są wyburzane zabytkowe kamienice, bo POTUS lub jego koledzy chcą sobie coś postawić. Że nie dzieje się teraz w Stanach dobrze. Ale will be better, must be.
Podziękowałam, wzięłam wizytówkę i obiecałam, że się odezwę, chociaż nigdy tego nie zrobiłam. Dałam za duży napiwek i pobiegłam na terminal prawie nieprzytomna z zimna, głodu, zmęczenia, z duszą na ramieniu.
Jeśli zostawiłam w jakimś miejscu na świecie kawałek serca tylko po to, żeby móc wrócić, to tu.
3 myśli na temat “Rozdział 3. New York, New York”