Rozdział 2. DL0047 Amsterdam-New York cz. 2

Czytaj pierwszy odcinek serii: Rozdział 1. DL0047 Amsterdam-New York

– – – – – – – – – –

06.03.2019, Lot z Schiphol do JFK

Co ja wiem o Nowym Jorku? 8,5 miliona mieszkańców. Nie umiem sobie nawet tego wyobrazić. Bronx. Brooklyn. Queens. Manhattan. Greenpoint. Wodzę palcem po mapie i już same nazwy okręgów ekscytują, tak pięknie dźwięczą na końcu języka. 

“Manhattan” Allena. To miasto w jego filmach było dla mnie tak rzeczywiste, trójwymiarowe, że niemal można było poczuć zapach i smak przez ekran. Gershwin. 

Nad nami jest już tylko bezkresna woda. Zawsze lubiłam wodę i ze wszystkich żywiołów ten od dziecka najbardziej mnie pociągał, może to tylko wina nazwiska. 

Mam do wyboru dwie opcje. Albo spędzić ponad siedem godzin na lotnisku JFK w oczekiwaniu na lot do Austin, albo zaryzykować, dać się porwać miastu i chociaż chwilę pooddychać powietrzem, o którym tyle czytam regularnie w tygodniku “The New Yorker”. 

Daję się ponosić stereotypom. Czekam na wolą toaletę w samolocie od dobrych piętnastu minut i już mam w głowie scenariusze rodem z kina akcji albo pierwszych stron gazet. Na pewno terrorysta siedzi tam i się przebiera, przygotowuje broń, modli się w nieznanym mi języku. To proste, Ameryka, samoloty, terroryści, broń, kino akcji. Cuda na kiju. Ganię się za takie szufladkowanie rzeczywistości i nawet jeśli nigdy się do tego nikomu nie przyznam, to właśnie to podpowiada mi podświadomość. Zdrajca.

Podają posiłek. Ciekawe czy kubki smakowe zmieniają się razem ze zmianą miasta, kraju, kontynentu i reagują na inne bodźce? 

Lot obsługuje cały sztab stewardess, w końcu jest trzysta osób na pokładzie. W europejskich liniach latałam zazwyczaj z młodymi kobietami, tutaj połowa obsługi jest dobrze po sześćdziesiątce. Są cudownie miłe i opiekuńcze, aż mam ochotę je uściskać. Nawet drażni mnie to, że muszą mnie obsługiwać, bo chętnie bym je wyręczyła, a z drugiej strony wiem, że w małym stopniu dzięki mnie mają pracę. 

14:24 czasu polskiego. Dziób samolotu dotknął na mapie Północnej Ameryki. Przed nami jeszcze trzy godziny lotu. Na monitorze w zagłówku obserwuję trajektorię samolotu, ale ku mojemu zaskoczeniu od tego nie przyspiesza. Nie wiem dlaczego, przecież naciskanie przycisku wielokrotnie na przejściu dla pieszych powoduje przecież szybsze pojawienie się zielonego światła, tak jak zerkanie w kierunku nadjeżdżającego tramwaju czy autobusu powoduje ich sprawniejsze dotarcie na mój przystanek, czyż nie? Za chwilkę wlecimy nad Happy Valley-Goose Bay. To musi być Kanada, gdzie indziej ktoś mógłby coś takiego wymyślić i wkleić to na mapę?

Próbuję nie zasypiać, żeby przespać później noc. Trochę absurd, ale to nie ja wymyśliłam kulistość Ziemi (co prawda przez niektórych kwestionowaną) i jakieś strefy czasowe. Na co to komu. Myślę o miejscach, w których dopiero będę. Myślę o ludziach, których spotkam. Myślę o niezałatwionych sprawach i niewypowiedzianych słowach, które za sobą zostawiłam. Za oknem -48 stopni. 

Szybka odprawa wizowa, 11:30. Czuję zapach Nowego Jorku i ostre światło mroźnego przedpołudnia. W lekkiej kurtce, bez mycia się, żeby nie tracić ani sekundy, z małym plecakiem, postanawiam, że idę do miasta, które nie zasypia. Wybieram sto dolarów w bankomacie, piszę ostatniego SMSa z lotniska. Raczek sam w Nowym Jorku.

Czytaj pierwszy odcinek serii: Rozdział 1. DL0047 Amsterdam-New York

Czytaj trzeci odcinek serii: Rozdział 3. New York, New York

5 myśli na temat “Rozdział 2. DL0047 Amsterdam-New York cz. 2

  1. Ktoś kiedyś powiedział „Jak zobaczysz Nowy Jork, to albo pokochasz, albo znienawidzisz”. Ja byłem tam już 14 razy w ciągu 12 lat. Uwielbiam Miasto.

    Polubione przez 1 osoba

Co myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s