Mars z Niepodległości. Pseudopatriotyzm XXI wieku

Może to tekst odrobinę spóźniony, ale czymże jest tydzień wobec wieczności!

Mówiąc już poważniej, poniższe myśli musiały dojrzeć, odpowiednio się uleżeć. Bo ciężko wychodziło mi się z szoku i niedowierzania po 11 listopada.

Mam 22 lata. Może jestem gówniarzem i nie znam się w odpowiednim stopniu na polityce, aby zabierać głos w sprawie Marszu Niepodległości; może i urodziłam się już w państwie demokratycznym, ale za to w momencie wciąż żywej, ciepłej myśli o komunie, w czasach raczkującego sentymentu.

Może się mylę, ale wydaje mi się, że to po to ponad dwadzieścia lat temu walczono o odsunięcie radzieckiej władzy i wprowadzenie demokracji, aby każdy – niezależnie od upodobań politycznych, religijnych czy seksualnych – mógł być wolnym człowiekiem, dokładnie takim, jakim chce, mógł przedstawić legalnie i bez konsekwencji swoje zdanie. Nie chodziło jednak o anarchię i totalny brak zasad, bo społeczeństwo, jak każda najmniejsza komórka społeczna jakichś tych reguł potrzebuje, żeby żyć w zgodzie. Wolność słowa to też nie pozwolenie na swobodne uwłaczanie komuś, bluzganie. Wszystko w granicach rozsądku, kultury i poszanowania godności drugiego człowieka.

Wydaje mi się, że na tym właśnie wtedy polegał patriotyzm i siła zjednoczenia, aby niezależnie od indywidualnych, małostkowych potrzeb, zatargów i poglądów walczyć o wielką wartość, o coś realnego i zarazem abstrakcyjnego – wolność.

O co walczyli idioci 11 listopada? Nie wiem, ale nie widzę w ich działaniach niczego budującego, tym bardziej patriotycznego.

Nie chcę i nie lubię opowiadać się za żadną opcją polityczną, ale jeśli już mam to zrobić, to wolę tę, która stawia na tolerancję, według której wszyscy ludzie są równi, niezależnie od jakiegokolwiek czynnika, gustu – bo nikogo nie dyskryminuje.

Może jestem naiwna, ale jeśli czegoś nie rozumiem, a nie robi mi to krzywdy (bo jest na przykład poglądem, wyznaniem, orientacją), nie neguję tego, nie walczę, a staram się zaakceptować ISTNIENIE takiego zjawiska. Bo wychodzę z założenia, że nie wszystko muszę rozumieć, nie uważam, że moja racja jest mojsza niż twojsza, że moja racja jest najmojsza. Coś mnie po prostu przekonuje albo nie.

Wydaje mi się, że należy walczyć i pacyfikować kogoś, kto robi krzywdę (czyt. nawołuje do nienawiści na absurdalne cele, typu: tęcze, drzewa, ambasady), a nie kogoś, kto wzywa do tolerancji, która nikomu nie szkodzi (bo komu REALNIE a nie wyimaginowanie zagraża gej, lewak czy ateista?).

Bo jeżeli ten Kościół Katolicki jest tak silny w Polsce, to czy jakaś grupka ateistów mu zagraża? Skoro polska rodzina jest tak święta i scalona, cóż zniszczą ci geje? Jeśli prawica ma abonament na rację i jak w średniowieczu, władza płynie od Boga, jakimże niebezpieczeństwem są miękcy lewacy?

Czy Polska i Polacy to tylko statystyczny Polak? Polska nie jest czarno-biała, nie jest tylko biało-czerwona – ma półtony, odstępstwa od normy. Jeśli chcemy tutaj żyć w spokoju i na jakimkolwiek poziomie – a podejrzewam, że wszyscy chcemy – musimy się szanować i tolerować. Niech rządzi rozsądek, doświadczenie, nauka, a nie poglądy, podejrzenia czy insynuacje.

Neofaszystowska retoryka wojowniczego rycerza Zawiszy jest też dosyć wąska, rzekłabym, średniowieczna (po raz kolejny używając tej epoki jako porównanie; wybacz epoko!). Czy naprawdę nie widzi on rozwoju tego kraju, tego społeczeństwa? Czy naprawdę uważa, że jest nieomylny? Było już kilka takich postaci w historii. Dobrze nie skończyły…

Jest takie mądre powiedzenie, że jedynie ten nigdy nie zmienia swoich poglądów, który ich po prostu nie ma.

 

Co myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s