
Od niedawna Ukraina znajduje się w centrum uwagi (nie tylko wiernych amatorów piłki nożnej), ale także dyletantów, którzy o tym kraju wiele mówią, zupełnie nie znając jego specyfiki. Nie jestem ekspertem, ale uzurpuję sobie prawo do wypowiedzi, bo mam powody. Byłam niejednokrotnie, widziałam, swoje przeżyłam. Podzielenie się wrażeniami wydaje mi się pewną powinnością.
Ukraiński świat nie kręci się wyłącznie wokół nagich piersi kobiet z grupy Femen. To nie tylko nośne tematy jak mordowanie psów dla stworzenia imitacji sterylnie czystego, europejskiego (no tak, kompleksy) kraju na czas Euro 2012. Takie zachowanie zasługuje na pogardę, tylko czy Ukraina jest jedynym państwem „demokratycznym”, które stosuje absurdalną, bezmyślną, postradziecką (lub po prostu – radziecką) politykę? Czy to jest w porządku, że większość najważniejszych stanowisk jest obsadzonych przez rodzinę (ludzi) prezydenta, i czy to nie pociąga za sobą konsekwencji? Czy to nie jest niepokojące, że liderka opozycji – Julia Tymoszenko siedzi w więzieniu, podobnie jak jej najbliżsi współpracownicy, a akurat na jesieni odbędą się wybory parlamentarne? Czy taki kraj może działać efektywnie, czy jest to tylko poletko stworzone dla utrzymania chorej władzy politycznej? Mówiąc alegorycznie, Ukraina wydaje się być drzewem, które z daleka wygląda zdrowo, ale tak naprawdę konary ma kruche, a korzenie już dawno zgniłe.
Ostatnio stało się modne nawoływanie do bojkotu Euro, do rezygnowania z przyjazdu na Ukrainę przez europejskie rządy. Właśnie teraz, tuż przed mistrzostwami, żeby zniechęcić potencjalną publiczność. Kto w tym bałaganie pamięta o zwykłych ludziach, którzy starali się, by Ukraina do Euro była przygotowana należycie? Kto myśli o kosztach przedsięwzięcia, które – jeśli nikt nie przyjedzie na mistrzostwa i nie wyda ani hrywny – doprowadzą do gospodarczego krachu, a wtedy Ukraina będzie zmuszona zwrócić się po pomoc w stronę Rosji, bo wiarygodności kredytowej na arenie międzynarodowej nie ma?
Ceny podstawowych produktów żywnościowych zaczęły na zachodzie Ukrainy rosnąć już jakiś rok temu. Tendencja utrzymywała się do ostatnich miesięcy przed Euro, bo spodziewano się napływu cudzoziemców, na których będzie można zarobić. Niestety, to obywatele Ukrainy są tymi, którzy najbardziej odczuli te podwyżki. Jeszcze niedawno można było w ukraińskich sklepach kupić większość wyrobów po cenach przynamniej dwa razy niższych, niż w Polsce. Dzisiaj, w kraju, w którym przeciętna pensja wynosi 1800 hrywien (niecałe 800 zł), wartość produktów coraz bardziej dobija do wysokości polskiego złotego. Bolesne są prawa rynku. Jednak sami ludzie są nieprzeciętnie otwarci, mili, chcą się cieszyć mistrzostwami, politykę zostawiając poza stadionami. W końcu to święto sportu, czyż nie?
Bojkot Euro jest dla mnie tylko tanim sabotażem. Niech dygnitarze innych krajów krytykują oficjalnie ukraińską władzę, ale nie „Ukrainę” i nie „Ukraińców”, bo nie mają ze sobą nic wspólnego. Nie ma sensu zniechęcanie kibiców, turystów do przyjazdu na Ukrainę na Euro tylko ze względów politycznych. I tak od tego, czy przedstawiciele protestujących krajów przyjadą, czy nie, nie zależy pozycja Julii Tymoszenko. Nie zostanie uwolniona, bo Janukowycz nie popełni politycznego samobójstwa. Chociaż tak naprawdę, czego by nie zrobił, społeczeństwo i tak będzie zawiedzione – mam nadzieję, że wybory to odzwierciedlą.
Podsumowując, nie ma się czego bać. Poza bezmózgimi kibolami, którzy są na marginesie społecznym we wszystkich krajach, na Ukrainie jest naprawdę spokojnie i cywilizowanie. Zatem proszę, zanim jeszcze raz powtórzycie jakieś sztampowe hasła, podążycie za stereotypami – pojedźcie na Ukrainę i zastanówcie się, czy naprawdę taki diabeł straszny.