Polska to nie tylko Twoja bańka. I moja też nie.

Dzisiaj kilka słów o tym, co mnie przez ostatnie miesiące zastanawia. Okazja jest oczywista – wybory, debaty, kandydaci na prezydenta. Ale problem wydaje mi się głębszy. Zebrałam 5 refleksji, bez nośnych tytułów i ekstremów. Jakoś mam nadzieję, że może jest nas więcej, którzy chcą więcej spokoju.

  1. Nie każde zdanie w internecie to zamach na nasze wartości.

Może po prostu ktoś myśli inaczej. Miał inne wychowanie, doświadczenia życiowe, otacza się innymi problemami na co dzień. I to jest w porządku.

Przy obecnych wyborach prezydenckich postanowiłam wyjść ze swojej informacyjnej bańki. Przestałam czytać tylko to, co potwierdza moje poglądy. Zaczęłam obserwować też tę stronę, którą wcześniej omijałam – prawicowe media, bardziej konserwatywnych komentatorów.

I co? Tam, gdzie był spokój, argumenty i odniesienia do faktów – potrafiłam się zatrzymać. Często nie zgodzić się – ale pomyśleć o innej peraoektywie. I docenić, że ktoś mówi uczciwie, bez przekrzykiwania, bez manipulacji. Zaskakujące były dla mnie czasem obawy – i zauważyłam, że osobom o społecznie konserwatywnych poglądach trudno się odnaleźć w liberalnym środowisku pracy albo w rodzinie – dokładnie tak samo jak osobom z lewej strony trudno przeżyć spotkania w gronie prawicowym. Pomyślałam sobie – do czego to zmierza? Że osoby z lewej od razu ucinają przy kostkach to, co im się nie podoba, tak samo, jak te po prawej? Że w zależności od grona ludzi – każdy z nas czasem jest wpychany do szafy?

Nigdy nie zapomnę jak na forum wegetarian i wegan w Krakowie były przepychanki dot. wyższości wegan nad wegetarianami oraz frutarian nad weganami. Wtf. Wypisałam się. Ekstrema są wszędzie.

Inna sprawa. Czy zawsze trzeba mieć zdanie? Czy jak już się zdecydujemy na kogoś głosować, to musimy powtarzać wszystko tak, jak on czy ona? Czasem nie trzeba mieć zdania od razu. Czasem lepiej poszukać wiedzy, niż powtarzać hasła z lewej albo prawej strony. Mieć wątpliwości (idąc za tekstami Łony) – to nie słabość. To dojrzałość.

  1. Sensacja to biznes. A my jesteśmy zbyt łatwi do sterowania.

Bo tak – wkurza mnie nasze lenistwo.

Oglądamy 30-sekundowy filmik, czytamy krzykliwy nagłówek – i już mamy zdanie. Udostępniamy, komentujemy, oburzamy się. Ale… czy naprawdę wiemy, o czym to jest? Czy sprawdziliśmy źródło? Dlaczego łatwiej nam uwierzyć w jakiś cyrk i absurd, i się nakręcać, niż założyć mniej ekstremalny powód?

Czy na pewno ten Tusk po angielsku powiedział coś o “polskim ataku na Westerplatte” czy np. pomylił się tłumacz, i to dlatego nikt z obecnych nie zareagował, a nie jest to „pranie mózgów i odwracanie historii”? Tak, pomyłka w BARDZO niefortunnym miejscu, ale tłumaczenie na żywo to trudna praca, i tak, zdarzają się w niej błędy. (Tu nagranie, dla chętnych, w oryginale: https://www.youtube.com/live/g1VJ29CSu04?t=2663s). Ile osób w „dobrej wierze” podjudza tym nieprawdziwym komentarzem innych?

Żeby nie było, tak samo jest w drugą stronę, widziałam też urywki z wypowiedzi Mentzena czy Biejat bez kontekstu, które brzmiały na ich gafę, a w dłuższym nagraniu można było usłyszeć inną intencję. Tych przykładów widzę w ostatnich miesiącach z każdej strony barykady. Może następnym razem zadajmy sobie pytanie, czy przy kolejnej sensacji, odsłuchaliśmy całe/oryginalne nagranie, czy 20 sekund z filmiku?

Pracuję w marketingu. Wiem, jak się robi treści, które się klikają. Wiem, jak się manipuluje emocją. Polaryzacja to złoto. Bo silne emocje sprzedają się lepiej niż fakty.

Ale życie nie jest reklamą. I nie dzieje się w skrajnościach. Mówię to do Ciebie i siebie – jeśli kolejny raz na jakiś filmik się odpalisz, “jak tak może być”, to zastanów się, kto i dlaczego tego chce? Zrób nawet mały research na ten temat, przeczytaj kilka linków z lewej i prawej. Prawda może być zaskakująca. I przy innym ujęciu i zbliżeniu, może być chusteczką higieniczną na biurku Macrona a nie prochami…

  1. Styl zabija rozmowę

To, co mnie naprawdę boli, to nie same poglądy. Tylko styl.

Z obu stron. Pogarda. Agresja. Szydera. Jak tylko jedna strona wyłapie jakiś błąd logiczny i nieścisłość z jej przekonaniami, to już pojawia się sarkazm. Kompletny brak ciekawości wobec drugiego człowieka. Jakbyśmy wszyscy grali w grę „kto kogo bardziej zniszczy w komentarzu”. Może warto zweryfikować informacje gdzieś dalej niż w ChatGPT, który wymyśla czasem fakty (szczególnie w wersji bezpłatnej). Może warto dać sobie zadanie posłuchania osób z różnych środowisk, a nie tylko szukać łatwego potwierdzenia swoich tez?

Mam dosyć naskakiwania jednej strony na drugą z byle powodu. Zamiast próbować się zrozumieć – tylko zaczepki, skróty, emocje. A przecież nie każde pytanie to prowokacja. Nie każde zwątpienie to zdrada. Zamiast sensacji i „napierdalanki” – przydałoby się trochę chłodnej głowy. Więcej słuchania, mniej reagowania.

Marzę o tym, żebyśmy wszyscy przed zasiadaniem przy stole z rodziną, przyjaciółmi, ludźmi z pracy, uwzględniali, że na pewno są tam osoby o różnym doświadczeniu życiowym, głosujące na różne osoby, wyznające różne wartości. Jak zabieram głos, to czy na pewno nie obrażam kogoś? Czy nie naciskam mu na wrażliwe miejsce? Czy muszę przekrzykiwać babcię, córkę, szwagra i “mieć rację” nad nimi? Czy muszę szukać ”słabszego”, żeby podbić sobie ego? Głośniejsze zdanie i sprawniejsze retoryczne umiejętności nie dają nam abonamentu na rację. I stawiają w obozach te osoby.

Każdy z nas ma sporo stresu na co dzień. Może warto też czasem wyłączyć telefon. Iść na rower, w góry, pograć w gałę. Wyżyć się gdzie indziej niż w komentarzach.

  1. Czy możemy być uwzględnieni – niezależnie kto rządzi?

Tak jak Ty, chcę żyć w kraju, gdzie jestem uwzględniana – nie tylko wtedy, gdy rządzi „moja” partia.

Nie jestem ślepa. Widzę błędy także u tych, których popieram. I nie chcę żyć w strachu, że wygrywa ktoś, kto kompletnie mnie nie bierze pod uwagę, bo patrzy tylko na swoje interesy i swoją grupę. Czy w zależności od zmieniającego się rządu, prezydenta, połowa Polaków ma co 4 czy 5 lat wyjeżdżać za granicę i wracać? Chyba nie o to chodzi, żeby ktoś miał te 7 lat tłustych, a potem zmiana.

W pracy, w rodzinie, w codziennym życiu szukamy kompromisów. Dlaczego w polityce to takie trudne? Nie chodzi o to, żeby pomieścić jak najmniej – tylko jak najwięcej. Różnych ludzi, różnych historii, różnych wartości.

To nie jest tak, że:

– albo bierzemy wszystkich imigrantów, albo żadnych (bo oni już tu są – tak jak nasi bliscy są imigrantami gdzie indziej),

– albo wszyscy mają aborcję, albo nikt (bo one i tak się dzieją – też w naszym najbliższym otoczeniu),

– albo każdy bierze ślub ze swoją płcią, albo nikt (bo osoby LGBTQ+ tu są i żyją, podają ci chleb w piekarni, obsługują w kawiarni, rozliczają twój PIT, zarządzają twoją córką w pracy albo synem),

– albo wszyscy płacą identyczne podatki, albo każdy inne,

  • i tak dalej.

To nie są pytania TAK/NIE. To są złożone tematy, które wymagają rozmowy, wyważenia, empatii. A nie tylko przekonywania innych, że „mam rację, a ty nie”.

  1. Prezydent nie powinien być „taki jak my”

W tych wyborach zagłosuję na kogoś, kto może nie jest moim wymarzonym kandydatem, ale do kogo mi najbliżej. Kogoś, kto mniej krzyczy. Mniej podsyca. Kogoś, kto bardziej słucha i szuka porozumienia. Czy robi to idealnie? Nie. Pytanie, do kogo mi bliżej, bo tu nikt nie spełnia 100% kryteriów. Nie trzeba naciągać swoich poglądów. Bliskie jest mi stwierdzenie, że warto pięknie się różnić i zgadzać się na brak zgody. Czasem wystarczy się usłyszeć i dla dobra wszystkich, nie zarządzać krajem, firmą, rodziną tak, jak tylko mi pasuje.

Bo moim zdaniem prezydent nie powinien być kolegą spod trzepaka. To jest bardzo poważna funkcja, reprezentatywna, która powinna budzić szacunek.

Nie chcę, żeby głową mojego państwa był ktoś z wątłym ego i krótkim lontem, kto odpala się na każdą uwagę. Prezydent to ktoś, kto powinien rozumieć różne strony i też ”zwykłego Kowalskiego”, który nie pije owsianego latte, albo kawki tylko z przelewu oraz wolny czas spędza na oglądaniu Hockney’a w Paryżu. Dla mnie to ktoś, kto powinien być “lepszy” od nas w postawie: spokojniejszy, mądrzejszy, bardziej odporny, bardziej odpowiedzialny.

Chciałabym móc powiedzieć: to mój prezydent – nie dlatego, że mówi to samo co ja, ale dlatego, że potrafi słuchać wszystkich, nie tylko swoich.

Na koniec?

To, jak wygląda polityka, zależy od nas samych. Jeśli my klikamy tendencyjne treści, to potem politycy chcąc do nas dotrzeć, reprezentują poziom komentarzy na Facebooku czy TikToku w debacie. I więdną mi uszy, bo a szkole uczono nas podstaw i dyskutowania o rzeczach, ideach, poglądach, a nie atakowaniu ludzi.

Serio, bardzo wierzę, że nie musimy być tacy sami. Nie możemy – mam mało wspólnego z rolnikiem z trójką dzieci, mieszkającym na wsi na Mazowszu. Ważne, żebyśmy byli siebie ciekawi dla wspólnego dobra widzieli różne interesy.

Tak jak ja, zarabiam bardzo dobrze i jestem za tym, żeby dla dobra wspólnego płacić proporcjonalnie więcej podatków (co nie jest popularne w mojej bańce), tak chciałabym, żeby te zyski były wydawane na kwestie również dla mnie ważne, na wspieranie potrzebujących, na równe traktowanie, a nie na głupie rozdawnictwo.

Nie chodzi o to, żeby mieć zawsze rację. Ale żeby się czasem zatrzymać i pomyśleć: “a może nie wiem wszystkiego?”.

A potem – “spróbować zrozumieć, nie tylko przekonywać”?

Co myślisz?