Nie da się lepiej poznać miasta, niż poprzez mieszkanie w nim. Najlepiej – w różnych lokalizacjach, innych dzielnicach. Są jednak pewne granice. Od września mieszkam pod dziesiątym krakowskim adresem i to właśnie z powodu tej okrągłej uroczej rocznicy postanowiłam przelać wyrazy rozpaczy na ekran.
Przeprowadzki są uciążliwe. To chyba najbardziej znienawidzona przeze mnie forma spędzania czasu. Bo przeprowadzka to jest stan. To jest proces. To się zaczyna ponad miesiąc przed, kiedy trzeba znaleźć sobie nowe lokum i pozbierać w miarę sensownie w kupę swój dobytek, który wcale nie wyraża się w przedmiotach. On wyraża się w litrach, metrach sześciennych. Jest bardziej piaskiem, mąką, wodą. Czasem jest niepoliczalny. Przeprowadzka to etap selekcji, pakowania, przewożenia i rozpakowywania. To kolejny miesiąc układania siebie w innym otoczeniu, w którym zawsze brakuje przestrzeni, miejsca do położenia, ułożenia i leżenie. W którym zawsze jest mniej powierzchni, niż poprzednio.
Za każdym razem obiecywałam sobie i księżycowi, że zostanę w danym miejscu przynajmniej dwa lata. Jak widać, bardzo mi się to udało, skoro w ciągu sześciu lat zmieniałam mieszkanie razy dziesięć. Tym razem, żeby tradycji stało się zadość, również się łudzę, znowu mam nadzieję, pewnie niepotrzebnie. Ale co tam. Trudno nie wierzyć w nic.\
Każda przeprowadzka sprawia, że próbuję ograniczyć liczbę posiadanych rzeczy do minimum. Moim przekleństwem jest jednak kupowanie książek, płyt CD i gromadzenie winyli. Tak, korzystam ze Spotify, ale w samochodzie wolę słuchać CD. Tak, mam Spotify, ale winyle mają duszę. Mam też czytnik e-booków od sześciu lat, ale niekiedy wolę kontakt z żywą książką. Niektóre pozycje kupuję w postaci papierowej, a nie cyfrowej, bo są na przykład ładnie wydane. Albo nie wiadomo czemu.
Od kilku lat staram się regularnie sprzedawać lub oddawać niesłuchane już płyty, albo książki, do których wiem, że już nie wrócę. Na stronie raczeksiążki co jakiś czas aktualizuję listę i do tej pory udało mi się odzyskać sporą kwotę. Którą oczywiście zainwestowałam w inne płyty i książki.
Przeraża mnie to, ilu na co dzień człowiek potrzebuje sprzętów. Ilu potrzebuje od czasu do czasu, ale gdzieś je musi zmieścić. Ilu potrzebuje rzadko, ale też wypada je mieć. Lekko dziwi mnie to, że ubrania byłam w stanie zmieścić do dwóch walizek. A na resztę potrzebuję jakieś 100 hektarów plus balkon.
Sama już nie wiem, co mam o tym myśleć.
Macie podobny problem z ilością gromadzonych przedmiotów? Jak udaje się Wam je ograniczyć? A może wcale moda na minimalizm nie jest nikomu potrzebna? ;-)
Przeprowadziłem się w zeszły czwartek. Do końca życia zapamiętam pot panów od przeprowadzki, pudła sięgające żyrandola i ten szczęśliwy moment, gdy równo o północy z piątku na sobotę na swoim właściwym miejscu nareszcie pojawił się stół. Ale to jeszcze nie był koniec…
PolubieniePolubienie
Też prawda. ;-)
PolubieniePolubienie
W zasadzie z różnych powodów, ale najczęściej osobistych i po prostu mieszkaniowych. Podejrzewam, że ten cykl tułaczy skończy się dopiero po zakupieniu własnego kąta. ;-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No ale nie wytłumaczyłaś dlaczego aż tyle razy się przeprowadzałaś a to mnie chyba najbardziej zainteresowało do przeczytania posta.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wszystko ma złe i dobre strony.Przeprowadzka też.To remanent rzeczy a zmiana otoczenia to jak dobry urlop.
PolubieniePolubione przez 1 osoba