O koncercie, który nie był przyjemny, ale to nie dlatego nikt nie klaskał

muzyka

Kolejny koncert z cyklu Muzyka bez poklasku, zorganizowany w Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK nie był spotkaniem przyjemnym. Zdecydowałam się na nie jednak świadomie, wiedząc z zapowiedzi, że muzyka może być trudna, niepokojąca, może nieść naładowaną emocjonalnie treść pozamuzyczną, może odzwierciedlać zagmatwanie życia, imitować hałas dziejów, w których powstawała, może wyjść ze sztywnych ram harmonii czy metrum, może… wszystko.

Inicjatywa Jurka Dybała oraz orkiestry Sinfonietta Cracovia zakłada, aby przedstawiać publiczności nie dzieła już dobrze znane, klasyczne, ale te najnowsze, z XX i XXI wieku. Niekoniecznie są to utworu łatwe, ale na pewno spełniają założenia pomysłodawcy – należy je kontemplować jak obrazy, “bez poklasku”. Sam Jurek Dybał to postać, z którą zetknęłam się po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. To świetny, energiczny dyrygent, pełniący również rolę zawadiackiego konferansjera i koryfeusza, który ma za zadanie wprowadzić słuchacza w świat konkretnego utworu, jego tło.

Minionej środy, w surowej przestrzeni MOCAK-u, razem z Sinfoniettą wystąpił przecudowny artysta – Michel Lethiec. Francuski klarnecista to osobowość zupełnie otwarta, która grę przeplata anegdotami, żartami, zdradzając także nieco tła historyczno-muzycznego. Do tego Lethiec trzy ze swoich ośmiu nagranych płyt poświęcił Krzysztofowi Pendereckiemu.

Właśnie Penederckiego Preludium na klarnet solo otworzyło cały koncert. Bardzo stonowanym, refleksyjnym, idealnie wprowadzającym w nastrój kontemplacyjny. Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie zdziwienie publiczności, że już rozpoczął się utwór – kilka osób stwierdziło, że otwierające preludium to na pewno… strojenie instrumentu.

Po krótkim wstępie zaprezentowano Koncert na klarnet i smyczki op. 104 Mieczysława Weinberga (1919-1996) – polskiego kompozytora o żydowskich korzeniach, który na początku II wojny światowej wyemigrował do ZSRR. Przedziwna, zagadkowa muzyka, nawiązująca momentami bardzo wyraźnie do klezmerskich korzeni. Allegro bardzo żywe, skoczne, porywające do tańca, natomiast Andante przeszywające do bólu smutkiem, nostalgią.

Dokładnie w połowie programu publiczność mogła się zapoznać z Sylinx Kryštofa Mařatki, czeskiego kompozytora urodzonego w 1972 roku. Żeby było zabawniej, okazało się, że Mařatka jest… zięciem Lethieca. Był to jednak utwór, który najmniej mnie poruszył, najmniej zaskoczył. Szczerze mówiąc, zupełnie się rozkojarzyłam – ale może na „pogrążeniu się w chaosie myśli” u słuchacza zależało kompozytorowi?

Czwarty utwór stanowiło Abîme des oiseaux Oliviera Messiaena (1908-1992), przedziwnego kompozytora-ornitologa, wykładowcy Konserwatorium Paryskiego, ogarniętego synestezją. Ponoć miał on nie mówić muzykom, czy mają grać piano czy forte, tylko jaki mają uzyskać kolor. Lethiec przedstawił wspaniałą kompozycję, w której klarnet odtwarzał odgłosy ptaków. Co ciekawe, sam Messiaen miał gołym uchem rozpoznawać pięćdziesiąt gatunków ptaków, a ok. trzystu – z taśm.

Wydawałoby się, że słynne 4’33’’ Johna Cage’a wzbudzi ciekawość, natomiast dla nikogo nie będzie zaskoczeniem. Jednak okazało się, że sporo osób czekało w wyraźnym napięciu, kiedy muzycy zaczną grać, kiedy zabrzmi pierwszy dźwięk. A nie zabrzmiał żaden.

To poczucie szoku utrzymał utwór E.TEMEN.AN.KI Manueli Kerer, włoskiej kompozytorki o niemieckich korzeniach. Nazwa kompozycji odwołuje się do babilońskiego zigguratu, który miał być inspiracją dla biblijnej Wieży Babel. Niesamowite wykonanie-performance (polska prapremiera!), wrażenie niestrojących, chaotycznych dźwięków, jakby każdy instrument posługiwał się swoim własnym językiem, zupełnie różnym od innych. A na koniec obłąkani muzycy wychodzący z sali, bez pożegnania, oklasków.

Wracając po koncercie do domu, [sic] doszłam do dosyć ogólnego wniosku, że współczesna muzyka poważna chyba jest dla ogółu tak niezrozumiała, jak współczesna poezja dla tych, którzy zakończyli edukację w najlepszym wypadku na Herbercie, Miłoszu czy Szymborskiej. Na lekcjach muzyki nawet nie wspomina się o tym, że po śmierci Bacha, Mozarta czy Chopina nie tylko muzyka poważna nie umarła, ale nadal się rozwija. Podobną analogię można wysnuć również  co do współczesnego malarstwa, rzeźby czy instalacji.

To pocieszające, że są ludzie, którzy poprzez organizowanie takich wydarzeń jak Muzyka bez poklasku starają się uzupełniać luki spowodowane po części anachronicznym uczeniem w szkołach. Podstawa programowa takich przedmiotów jak sztuka, muzyka czy literatura jest tak skonstruowana, że zamiast zachęcać do dalszych poszukiwań poza lekcjami, tylko do nich zniechęca.

Tę sytuację stara się zmienić Sinfonietta Cracovia, na której ostatni występ przyszli przedstawiciele każdej grupy wiekowej, włączając w to może trzyletnią dziewczynkę. Na sam koniec muszę dodać, że lekcje współczesnej muzyki, mimo najwyższej jakości, są naprawdę na każdą kieszeń. Ostatni bilet kupiłam za 15,00 zł (słownie: piętnaście złotych zero groszy).

2 myśli na temat “O koncercie, który nie był przyjemny, ale to nie dlatego nikt nie klaskał

  1. 1. Nie wiem, dlaczego zarzuca mi Pani jakieś przeogromne nadęcie. Nie szłam na to wydarzenie z żadną tezą – wnioski pojawiły się już po koncercie, o czym zresztą piszę.
    2. Nikogo nie oceniam po tym, czy zna Cage’a czy nie. Jedyna krytyka odnosi się do ubogiego programu szkolnego, przez który sama przeszłam, przez który sama cały czas nadrabiam wiele braków.
    3. Wyrażenie „nastrój kontemplacyjny” odniosłam do Pendereckiego, a nie do Cage’a. Ale to nieistotne.
    4. To Pani, a nie ja, pisze o „baranich minach plebejuszy” i „prostaczkach”. Ja się jedynie zdziwiłam, bo wydawało mi się, że jest to utwór powszechnie znany, ciekawostka. Nikogo nie chciałam obrazić. Nie wiem, w którym zdaniu dopatruje się Pani krytyki.
    5. Niczego przed koncertem sobie nie „googlowałam”, zrobiłam to już później, żeby sprawdzić informacje, które zapamiętałam z wypowiedzi Lethieca czy Dybała.
    6. Nie rozumiem, dlaczego zarzuca mi Pani z marszu brak zaskoczenia i zysku. Idąc na koncert wiedziałam czego się spodziewać po Pendereckim i Cage’u, reszta była mi nieznana.

    Polubienie

  2. Pocieszające jest też to, jaką wartość uszczęśliwiającą mają takie wydarzenia dla osób, które idą na nie z tezą (jakie to nasze społeczeństwo jest intelektualnie ubogie po edukacji skończonej na Bachu i Szymborskiej… Nie to, co ja – mam czas, to sobie w googlach sprawdzę, co to 4’33” Cage’a, a jako że jest to utwór wprawiający w „nastrój kontemplacyjny”, to będę sobie spokojnie kontemplować baranie miny plebejuszy), a wychodzą bez zaskoczeń i artystycznego zysku, za to z radosnym poczuciem jej słuszności (no, doedukowali się prostaczkowie, a ja jeszcze sprawdzę w Wiki, kto to Mieczysław Weinberg i będę szerzyć oświatę w internetach).

    Polubienie

Co myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s