Kotlet, do tego suchy. Z ostatniej "Szafy".
______________________________________________________________________
Poproszono mnie o napisanie felietonu zamiast Marioli Sznapki [do 47. numeru kwartalnika „sZAFa”]. To znaczy, gwoli ścisłości, nie mam zwyczaju spisywać na nowo Marioli Sznapki, a tym razem wyjątkowo felieton miast niej popełnić.
[Koncert życzeń. Stara śpiewka.]
Jak donosi plotek.pl, Mariola do nowego numeru “sZAFy” była w trakcie pisania felietonu na temat ciężki, ważki i ważny, dlatego to zrozumiałe, że w chwili słabości, to znaczy – przewrotnie – użycia siły poprzez zbyt dramatyczne uderzanie w klawiaturę, nadgarstek nie wytrzymał powagi sytuacji i gradacji, i po prostu wziął i pękł. Uwziął się i pęk… róż. – A nuż niech będzie choć raz po mojemu – pomyślał nadgarstek.
Marioli życzę powrotu na łono nobliwego Internetu, bo zapewne – jak każdy przeciętny homo sapiens – jest uzależniona od nowości, od najświeższych aktualności!
Korzystając z okazji, pozdrowienia również dla poseł Pawłowicz, gdyż w kontekście jej ostatnich poczynań jestem umiarkowanie pewna, że sama z siebie jako homo sapiens by się nie określiła. Homo to zło, a ją – jako wcielenie dobra – jakże by można podejrzewać o taką przynależność!
[Koniec koncertu życzeń. Orkiestra… tusz!]
Od razu muszę zaznaczyć, że jest mi całkiem obca forma i treść, którą przewiduje felieton. Ja potrafię jedynie lekko pisać na tematy ciężkie, ważkie i ważne, nieco gorzej wychodzi mi ciężkie pisanie na tematy lekkie, łatwe i przyjemne. Gdzieś w środku zawsze będzie się kołatała we mnie trawestacja. Trawestacja wszystkiego, żeby nie oszaleć do końca z poczucia bezsensu. A parodia jest czymś, co dystansuje od świata; nie pozwala brać na poważnie, przejmować się; skłania do przejmowania inicjatywy i unieszkodliwia ból. Słyszał ktoś o gorszym pojęciu oznaczającym ból istnienia niż weltszmerc? Bo j a N I E. Świat drażni dokładnie tak, jak brzmienie języka niemieckiego.
I znowu poleciałam jakąś mniej lub bardziej zgrabną dygresją, a przecież nie o to chodzi w felietonie. Mam jakieś niezdrowe zapędy interdyscyplinarne. To z jednej strony, bo z drugiej to nawet nie pamiętam, jak feuilleton winien wyglądać! Czytanie tego typu tekstów przeszło mi chyba wraz z pierwszą opryszczką, bo swego czasu pochłaniałam szpalty zajęte łże-inteligenckimi, przydługimi jak włosy rockmana wywodami Kazika o niczym (”Machina”?), potem przykrótkimi jak nóżki jamnika wypocinami błogosławionej wtedy stanem swego brzucha Chylińskiej (znów “Machina”?). Mogłabym wymienić jeszcze kilka nazwisk, ale już ich nie pamiętam, a których felietony czytuję czasem odwiedzając dom rodzinny. A dookreślając przestrzeń w domu rodzinnym – toaletę, w której leży zawsze stos prasy lekkiej, ale nie najgorszej, to znaczy pokroju “Twojego Stylu”. Jako środek stymulujący bardzo polecam, nic poza tym.
Dlatego szkoda, że do tego numeru Mariola nie jest w stanie napisać tekstu – jej są niebotycznie bardziej ciekawe, niż cały felietonowy chłam prezentowany w popularnych papierowych czasopismach, łącznie z wyżej zaprezentowanym performancem, ale nie bójcie się, nie lękajcie się, tylko epizodycznym!
Czołem!