Niewysłany list do Ciebie. O pisaniu, myśleniu i mówieniu

W liceum wysyłałam do przyjaciół stosy listów. W domu mam cały pakiet z różnych kontynentów i krajów. Wtedy dość mocno wspierałam działalność Poczty Polskiej, ale na studiach przestałam, bo zaczęłam pisać maile. Było szybciej i jak w amerykańskich filmach. Może stąd ten cały kryzys.

Pisanie jest dla mnie zdecydowanie bardziej naturalne niż mówienie. Na szybko nie umiem składać tak dobrze myśli i najczęściej jak siebie słucham, to mam poczucie, że płyną przeze mnie jakieś kocopoły, bezeceństwa, farmazony, mimo tego, że w mojej głowie idea wydawała mi się ciekawa, piękna, użyteczna albo przynajmniej zabawna.

Mam ryzę pocztówek, którą od dziecka dostawałam z różnych krańców świata od kilku znajomych rodziców i potem też od moich kolegów, koleżanek.

Pamiętam, jak wyjeżdżałam i planowałam na przedostatni dzień wyjazdu kilka godzin na pisanie listów czy kartek, żeby je wysłać zaraz przed odjazdem. Nie robiłam tego wcześniej, bo czekałam na jak najwięcej przygód, o których mogłabym opowiedzieć. Siadałam zazwyczaj na balkonie, gdzie w tle słychać było równomierny szelest morza i krzyki mew. Na kartki musiałam stawiać szklanki albo świeczki, żeby nie porwały ich podmuchy wiatru.

Lubię to, że mimo braku fizycznego kontaktu, listy zawierają w sobie niesamowicie wiele intymności. Proces pisania i czytania listów zakłada pełne skupienie myśli na drugiej osobie, które jest niemożliwe do osiągnięcia podczas codziennych rozmów w kawiarniach, barach, pracy. Tam wszystko rozprasza i onieśmiela. Inni ludzie, dźwięki, powiadomienia telefonu. Przy pisaniu i czytaniu listów najlepiej się schować i po prostu być. Nikt nie wymaga natychmiastowej odpowiedzi. Nie trzeba spontanicznie reagować. Udawać. Nerwowo się uśmiechać.

Ten rok jest bardzo dziwny i wydarzenia czy osoby na mojej drodze są jak kierunkowskazy. Samospełniająca się przepowiednia. Wszystko zmusza mnie do tego, żebym wróciła do życia wewnętrznego, koherentności i nurzania się w myśleniu, a nie w życiu zewnętrznym, kontaktach z innymi.

Bycie naczelnym kabotynem ma swoje plusy, na przykład zjednuje ludzi bardzo szybko. Tylko… Nie potrzebuję poznawać już nikogo innego. I tak ciągle żyję w małym poczuciu winy, że niedostatecznie dbam o najbliższych.

Czasem zbyt szybko przyzwyczajam się do ludzi i ich istnienia w mojej przestrzeni. Czasem trudno mi z nich rezygnować, szczególnie kiedy są jak drzazga, wbijają się pod paznokieć. Czasem wymagam zbyt wiele uwagi. Czasem w ogóle o nią nie proszę.

Na słuchanie siebie i niewypieranie tego, czego chcę, otworzyła mnie medytacja. Zbiegiem okoliczności pojawiło się szkolenie z rozumienia swoich motywacji. „Myślenie” Hanny Arendt. “Ghost Dog: Droga samuraja” Jima Jarmuscha. Genialne dzienniki i listy Franza Kafki (którego też wspomina Arendt!). Franz raz tak pisał do Oskara Pollaka:

Jesteśmy opuszczeni jak zabłąkane dzieci w lesie. Kiedy stoisz przede mną i patrzysz na mnie, co wiesz o moich bólach i co ja wiem o twoich? A gdybym padł przed tobą na kolana i płakał, i opowiadał, co wiedziałbyś o mnie więcej niż o piekle, które ktoś określił ci jako gorące i straszne? Już dlatego my ludzie powinniśmy stać naprzeciw siebie tak zamyśleni i współczujący, jak przed wejściem do piekła.

Ten spokój, który teraz mam, bierze się chyba z coraz większej samoakceptacji i akceptacji świata, takiego, jakim jest. Akceptacji tego, że każdy z nas jest rozbitkiem płynącym po morzu na tratwie. W tym morzu jest nasze dzieciństwo, krzywdy, samotność, ludzie, którzy ciągną nas na dno. Czasem na tym morzu można trafić na innego rozbitka, z którego tratwy jakoś to morze wygląda trochę przyjaźniej i aż tak nie przeraża. W istocie jednak nic się nie zmienia. Zmienia się tylko nasz odbiór, przez zwierzęcą potrzebę przynależności, wytwarzania oksytocyny. I to nie trwa wiecznie.

Od dawna nie miałam takiej ochoty być sama ze sobą. W innych łatwiej zawsze mi było uciekać, szczególnie wtedy, kiedy czułam się niepoukładana. Teraz wydaje mi się, jakby poprzednie lata były pod znakiem ciągłego bełkotu, zagłuszania swoich emocji, potrzeb, myśli. Żyłam książkami, podążanie za kolejnymi fascynacjami, ideami i osobami. Byle się tylko ze sobą nie konfrontować.

O wiele łatwiej mi pisać niż mówić. Pisanie zakłada samotność z kimś, kto nie jest obok. Tu znowu przypomina mi się bardzo celny Kafka:

Trudności na jakie napotykam, rozmawiając z ludźmi – na pewno dla ludzi niepojęte – mają źródło w tym, że moje myśli, lub trafniej treść mej świadomości, jest zupełnie mglista; że w tym wszystkim – jeśli chodzi tylko o mnie – spoczywam spokojnie i czasem zadowolony z siebie; a tymczasem rozmowa z ludźmi wymaga pointy, podtrzymania i powiązania, więc rzeczy, których mi brak. Nikt nie zechce przebywać ze mną w oparach mgły, a gdyby nawet zechciał, to nie potrafię przepędzić mgły z czoła, między dwojgiem ludzi ona zresztą rozwiewa się i nicestwieje.

Może to jest tak, że czasem na naszej drodze pojawiają się nagle osoby tylko po to, żeby można im było opowiedzieć swoją historię do końca. Wyrzucić wszystko z głębin pamięci. Żeby już nic nie trzeba było nikomu mówić i się powtarzać. Jak dopełnienie, klamra, kurtyna. Mimo że nie czujesz, że masz w tych relacjach jakikolwiek interes. Nie potrzebujesz ich i jednocześnie przedziwnie chcesz, żeby krążyły po twojej orbicie. Z całą niepewnością, niesymetrycznością. Osoby, które znasz tak, jak Nowy Jork — bardzo krótko i można powiedzieć, że wcale, ale już szukasz sposobu, jak do nich wrócić.

U Heideggera “myśleć” i “dziękować” jest niemal tym samym, bo w niemieckim te dwa słowa mają wspólną etymologię. Denken i danken.

Denken i danken, za wszystko, gdziekolwiek jesteś i będziesz,

K.

3 myśli na temat “Niewysłany list do Ciebie. O pisaniu, myśleniu i mówieniu

  1. Klaudia, dziękuję Ci za ten post. Akceptacja i życie w harmonii jest ważnym elementem w naszym życiu. Gratuluję postępu i samoświadomości. Medytacja jak wspomiasz jest świetnym sposobem na to, żeby zauważyć istnienie siebie wśród chaosui. Wydaje mi się że „poczucie interesu” w relacjach nie ma takiego znaczenia w momencie kiedy jest się nastawionym zawsze na dobro, a czuję jakbyś pisała o tym elemencie z poczuciem winy(i to tylko moje odczucie, nie musi tak być). Pogodnego dnia życzę ! :)

    Polubione przez 1 osoba

Co myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s