Jest pełnia księżyca. Pół nocy stoję na balkonie, palę i rysuję wspomnienia na przedramionach. Jestem plastikowym krukiem o realistycznych oczach. Przeganiam gołębie, sen, wstrzymuję Słońce, ruszam Ziemię. Patrzę w morze. Morze jest tylko odbiciem nieba. Widzę je czasem w czerni, czasem w technikolorze.
Krzyczą mewy i cieszą się dzieci. Gubię ostrość, brakuje mi głębi. Jak opisać szczęście? Chcę zadzwonić, ale nie wiem, w którym się chowasz kościele. Nie pamiętam już, ile masz pieprzyków na ciele.
Lunatykuję. Zbyt głęboko wypływam w morze. Za horyzont, byle szybciej, byle stracić balast. Jak wrócić na ląd?
Na zmianę w uszach gra Ben Howard i Marianne Faithfull. Choć jestem przyziemna, to nie brakuje mi nadziei. Co słychać?
⛵ Więcej zdjęć z Sopotu na 500px.
Zgadzam się ;-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Morze to świetne tło do takich rozmyślań :D
PolubieniePolubione przez 1 osoba