O rzece, która łączy; o rzece, która dzieli. Czeski Cieszyn / Cieszyn

© Klaudia Raczek
© Klaudia Raczek

Co sprawia, że niewinne wyjazdy nad Sołę kończą się w Cieszynie? Koniec lipca z temperaturą powyżej trzydziestu stopni? Głód przygód? Spontaniczność, która od niedawna rozchodzi się we krwi szybciej niż alkohol, silniej niż adrenalina? Pewnie prawda znajduje się gdzieś pośrodku.

W tym miejscu, dokąd jeździmy, koryto rzeki tworzy naturalny korytarz o długości jakichś pięćdziesięciu metrów i głębokości trzech. Tutaj można obić kolana o wystające konary i skały, można długo walczyć z nurtem, kiedy płynie się pod prąd. Przyjemna, miękka górska woda bez dodatku chloru jest łagodna dla skóry i oczu. Dookoła tylko zieleń, pod spodem wyłącznie kamienie, mech i drobne ryby. Każdy z nas pokonuje obawy i kilometr rzeki. Wychodzimy z wody, jesteśmy zmęczeni, spragnieni i głodni. Zupełnie tak, jak zaraz po zajęciu miejsca w przedziale dalekobieżnego pociągu.

© Klaudia Raczek
© Klaudia Raczek

Nie wiadomo dlaczego wymyślamy Cieszyn. To małe miasteczko na południu Polski przypomina mi wiele innych galicyjskich miasteczek, w których byłam, w których mieszkałam. Urokliwe, wąskie uliczki, zadbane, bogato zdobione kamienice, prostokątny Rynek. Spacerujemy, ciesząc się w duchu, bo przechodnie nie wiedzą, dlaczego mamy mokre włosy, że pachniemy rzeką oraz, co bawi nas najbardziej, że pod sukienkami nie mamy na sobie żadnej bielizny.

Przekraczamy most nad Olzą i znajdujemy się w Czechach, które tego lata pojawiają się na mojej drodze niepierwszy, ale też nieostatni raz. Czeska strona Cieszyna okazała się też jego ciemną stroną, jakby zastygła w stanie sprzed dwudziestu czy trzydziestu lat, jakby tych budynków i bram nie dotknął powiew zmian i nadal tkwiły w republice socjalistycznej. Okna pozabijane dechami, większość lokali i sklepów – na sprzedaż. Knajpy, w których królują ceraty, niedomyte podłogi. Śmierdzi moczem, a do tego jedyną kawę, jaką można dostać, to parzona w przezroczystych szklankach z plastikowym koszyczkiem. Jedyne miejsce, w którym widać życie, to dworzec kolejowy, ale tak naprawdę kto na nim wsiada lub wysiada, i w jakim celu?

© Klaudia Raczek
© Klaudia Raczek

Dziwię się i szukam informacji na potwierdzenie tego, co właśnie zobaczyłam. Podobno podczas podziału Cieszyna na stronę polską i czeską, to u nas został Rynek, najważniejsze zabytki, ośrodki kultury, a sąsiedzi odziedziczyli rejon przemysłowy, z tym nieprzystającym do reszty, pięknym dworcem. Czeski Cieszyn odstrasza, tłamsi. Wracamy do Bielska-Białej starą drogą.

© Klaudia Raczek
© Klaudia Raczek

Drogą, która niecałe dziesięć lat temu została wyparta przez ekspresową, i to chyba dlatego brakuje przy niej życia, a wszystkie bary i restauracje z hukiem zostały pozamykane. Małe dramaty lokalnych mieszkańców. Teraz przy jezdni pasą się krowy, kury; bezpiecznie bawią się psy oraz dzieci. Ledwo mijamy się z jednym, czy dwoma samochodami.

Nie wiem, jak to się dzieje, obieramy zły kierunek i wieczorem docieramy nad Jezioro Żywieckie. W miejscowości nieopodal występuje zespół, który w pierwszych latach mojego życia jeszcze grał dobrą rockową muzykę, potem zawiesił działalność, i wrócił w 2001 roku. Po co? Nie wiem. Może tylko dla sentymentu.

© Klaudia Raczek
© Klaudia Raczek

Potem kilka piw, sztuczne ognie zamiast prawdziwych. Słowa jak sztuczny miód. Niekiedy chciałabym być niewidzialna. Przez ponad godzinę udaję, że śpię, a tak naprawdę nie mogę się przestać gapić w boczną szybę samochodu. Widzę, jak poprzez mijane drogi i budynki ucieka nam czas. Czuję, jak bardzo się oddalasz. Nie wiem, czy to chwila słabości, czy właśnie siły, kiedy przyznaję, że tęsknię. Gdzie jesteś.

Reklama

Co myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s