Artykuł napisany dla portalu „Port Europa. Portal o Europie Środkowej”.
____________________________________________________________
Nie bez podstaw odwołuję się już w samym tytule do Andrzeja Stasiuka, a w szczególności do jego dwóch książek, które traktowały przede wszystkim o podróży w mistyczny świat Bałkanów. Może Ukraina to nie Bałkany, ale ład jest podobny. Czyli bezład.

Bardzo trudno jest w dzienniku spisywanym później zmieścić esencję i treść samą w sobie, kiedy ma się ograniczony czas (deadline) i nie chce się przynudzać (czytelnik nasz pan). Sama dla siebie najchętniej zapisałabym klatka po klatce całą podróż do Kijowa, od momentu wykrystalizowania się decyzji, aż po powrót i konstruowanie wniosków. Jednak w tym momencie chciałabym się jednak skupić na konkretach, bez dokumentowania, gdzie i co jadłam, z kim i dlaczego piłam. Dlaczego piłam za dużo.
TRASA KRAKÓW-LWÓW
12 grudnia o 9:00 rozpoczęłam podróż do Kijowa w dziesięcioosobowej grupie. Tego dnia, o tej godzinie prawdopodobnie wszyscy czuliśmy się z niewyspania, niepewności i ekscytacji jak bohaterowie jadący zbawić świat. Przecież mieliśmy misję: przemycić przez granicę ciepłą odzież, żywność, kosmetyki oraz inny majdan na Majdan, co tylko dodawało skrzydeł. Oczywiście lekko przesadzam. Po prostu przepełniała nas wiara, że Ukrainę naprawdę da się zmienić. Że zmienią ją sami Ukraińcy. Że może europejscy decydenci będą w stanie coś z tym zrobić, bo przecież my, niewiele znaczący studenci, nie możemy nic. Nie znamy się prawie wcale na gospodarce, ekonomii, polityce. Jedynym naszym orężem jest logika i zdrowy rozsądek. Jednak z doświadczenia wiemy, że świat stoi na głowie.
Przemycaliśmy też siebie, razem z tym całym bagażem niepewności i pożądania, aby wyłapać każdy ciekawy moment, zapisać. Chociaż na to ostatnie naprawdę brakowało czasu. Ciągłe rozmowy, zimno, senność, wszystko. Ten dziennik od samego początku miał być spisany później.
TRASA LWÓW-KIJÓW
Już od samego wjazdu do Lwowa spodziewałam się niebiesko-żółtej pstrokatości, wywieszonych flag Ukrainy oraz Unii Europejskiej, nie mówiąc już o stopniowym zbliżaniu się do centrum, okolic dworca. A tu nic, życie toczy się dalej swoim spokojnym tempem. I dobrze.
Osiemnasty, czyli ostatni wagon. Nocna relacja Lwów-Kijów. Pociąg jechał osiem godzin, z czego przespałam może jakąś jedną. Nie było czasu na tak mało ambitne zajęcia. Rozmawiałam z wieloma Ukraińcami, którzy mieli bardzo zróżnicowane podejście do Majdanu. Najdłużej dyskutowałam z Artemem – był bardzo sceptyczny i wątpiący. I to było w nim najciekawsze. Po długiej wymianie zdań doszliśmy w końcu do jednego, smutnego wniosku: nie ma nadziei.
Według Artema Ukraina była i jest ciągle wykorzystywana. Naród od zawsze chłopski, uczciwy, przyzwyczajony do ciężkiej pracy – nie w głowie mu jakieś kwestie wyzwoleńcze, wielka polityka. Ze względu na bogatą ziemię i ogromne pokłady surowców wszyscy się na te tereny zapatrują, chcą wykorzystać, bo Ukrainiec o swoje wartości i prawa nie będzie walczył, brakuje mu obywatelskiego ducha. Ani Unia Europejska, ani tym bardziej Rosja nie da (nie dawała/nie daje) Ukrainie niczego w zamian. Jeśli status quo jest trzecią drogą, to równie niedobrą, bo Janukowycz kontynuuje politykę kryptodyktatury. Czwarta droga, która nie istnieje w przyrodzie, to autonomia i autarkia – byłoby to rozwiązanie idealne, ale niestety jest to tylko utopia funkcjonująca w marzeniach. Nie ma nadziei, jest tylko marazm.
BYŁAM NA SCENIE MAJDANU, CZUŁAM SIĘ JAK GWIAZDA ROCKA

Zazdroszczę tym, którzy mają niezliczone pokłady wiary i nadziei (i miłości). Bezkrytycznie patrzą na to, co się dzieje. Ja od dziecka jestem do wszystkiego nastawiona bardzo racjonalistycznie, doszukuję się nie wiadomo czego, szukam guza, czytam między wierszami nawet w tekstach i wypowiedziach nieliterackich. Może to jest zboczenie, a może zmuszają mnie do tego realia. Pięknie jest być idealistą, ale wtedy upadek boli dwukrotnie bardziej. Pozostaje niesmak, którego da się uniknąć, jeśli dzielić wszystko przez dwa, przez trzy. Czyż nie?
Majdan jest wspaniały, jednoczy, solidaryzuje i sprawia, że powraca wiara w dobro, w ludzi. Tak, machałam flagą, tak, śpiewałam ukraiński hymn, tak, krzyczałam ze sceny słynne “Sława Ukrajini!” (pol. “Cześć Ukrainie!”), a setki tysięcy ludzi odpowiedziało “Herojam sława” (pol. “Bohaterom cześć!”), bo atmosfera na Placu Niepodległości sprawia, że można się zapomnieć, nagle poczuć siłę i ciepło tego zziębniętego tłumu. Tak, chciałam wtedy pokazać, że jestem z nimi, a nie z czy przeciw jakiejś opcji politycznej.
Organizacja Majdanu sprawia niesamowite wrażenie. Bez żadnego centrum dowodzącego udało im się utworzyć miejsca, gdzie można dostarczać i odbierać zimową odzież. Jest mnóstwo punktów, gdzie każdemu chętnemu podadzą gorącą, słodką herbatę z imbirem, kanapki czy ciepłe posiłki. Również dla rozgrzania się rozstawiono w wielu, wielu miejscach koksowniki, a dla tych, których gonią inne potrzeby fizjologiczne przygotowano rzędy toi toiów. Na Majdanie jest wszystko, czego potrzeba. Jak w domu, tyle, że… publicznym.
POCZĄTKI. JAK EUROMAJDAN STAŁ SIĘ MAJDANEM PRZECIWKO JANUKOWYCZOWI
Fakty są takie, że na samym początku na Plac Niepodległości wyszli studenci Akademii Mohylańskiej, aby zaprotestować przeciwko nagłej zmianie kursu prezydenta Janukowycza. Chodzi oczywiście o decyzję o nie podpisywaniu umowy stowarzyszeniowej, chociaż społeczeństwo ukraińskie było przez długi czas utwierdzane w przekonaniu, że ten akt podpisany jednak będzie.
Liczyło na tę zmianę wielu ludzi, głównie młodych, często bezkrytycznie patrzących na Unię Europejską, myślących, że jest to jedyne okno na świat i jedyna siła, która może ich uwolnić z sideł rosyjskich wpływów. Prawdziwe oburzenie Ukraińców nastąpiło jednak dopiero w chwili agresywnej napaści przez oddziały Berkut na pokojowych, bezbronnych demonstrantów. Wtedy przebrała się miara i Euromajdan przerodził się w Majdan przeciwko Janukowyczowi. Różnica wydaje mi się znacząca, dlatego uważam, że ciągłe podkreślanie w mediach znaczenia UE dla Majdanu jest zdecydowanie przesadzone.
WSZYSCY POLITYCY KŁAMIĄ
Historia Majdanu jest i będzie tragiczna. Tak jak nic nie udało się uzyskać po pomarańczowej rewolucji, kiedy to dla Juszczenki i Tymoszenko ważniejsze okazały się osobiste zadry i stołki, niż możliwość reformowania państwa. Nie chcę być profetą głoszącym niepopularne i niemiłe treści, natomiast obawiam się, że wysiłek setek tysięcy Ukraińców nie prowadzi w efekcie do niczego sensownego, nie przyniesie pożądanych skutków. Po pierwsze, te pożądane skutki nie są nawet w fazie wyobrażeń, popularne są natomiast hasła i nic poza tym. Po drugie, aby były widoczne jakieś skutki, potrzebny jest konkretny plan do wykonania, a tego wyraźnie brakuje opozycji.
Myślę, że ogromny problem tkwi właśnie w tym, że opozycja nie ma silnego lidera. No, może nie licząc Kłyczki, który ma siłę, przede wszystkim fizyczną, a oprócz tego popularność i pieniądze. Jest raczej idolem, niż poważnym poważanym politykiem. Opozycja nie ma programu, nie bierze pod uwagę katastrofalnych skutków ekonomicznych, które z pewnością się pojawią po ewentualnym podpisaniu umowy stowarzyszeniowej. Nie widać wśród nich człowieka pokroju Balcerowicza, który miałby cywilną odwagę podjąć się ratowania ukraińskiej gospodarki.
Ten tłum stojący na Majdanie to zarówno kijowianie, który przychodzą po pracy, ale też mieszkańcy wszystkich innych zakątków Ukrainy. Wielu z tych ludzi bierze na kilka dni urlop i po prostu przyjeżdża do stolicy. Najgorsze jest to, że ci ludzie są pełni nadziei, myślą że wreszcie będą w stanie coś zmienić, ufają politykom opozycji, którzy mają czelność wykorzystywać ich wiarę do własnych celów. Kto i co chce ugrać, mówiąc ze sceny przykładowo to, że Ukraińcy powinni wybrać Unię Europejską, bo tam emeryci mogą sobie jeździć na zagraniczne wakacje, a bezrobotni kąpią się w złocie? Może faktycznie takie Niemcy mają świetne zaplecze socjalne, ale bez przesady. Halo, czy nikt nie wie, że Ukraina nie stanie się po wejściu do Unii drugimi Niemcami? Czy w Polsce, która od niemal dekady należy do UE jest tak kolorowo i słodko? Takich komentarzy zakrawających o pospolite kłamstwa padało ze sceny bardzo wiele, z różnych ust. Czemu to ma służyć?
Ludzie, którzy nie będą weryfikować i dzielić przez trzy opozycyjnej kiełbasy wyborczej (bo czym innym to nazwać?), w razie potencjalnego podpisania umowy stowarzyszeniowej i zacieśniania kontaktów z Unią będą po prostu rozczarowani, i – kolejny raz teoretyzuję – prawdopodobnie wyjdą na Majdan nie przeciwko swojej władzy, a przeciwko UE.

NIE WIEM
Ogarnia mnie poczucie desperacji. Nie wiem, co sądzić, co myśleć. Przeraża mnie to, że Artem może mieć rację, że nie ma wyjścia. Nie ma nadziei, jest tylko marazm. Marazm i degrengolada. I “Tachymetria” Andrzeja Sosnowskiego, która wcale nie niesie pocieszenia.