O rzeczach dobrych w autobiografii Kazika
Niewątpliwą zaletą książki jest forma wywiadu, a co za tym idzie, język prosty, mówiony. Lekturę czyta się szybko i płynnie, dzięki czemu pochłonięcie jej zajęło mi jakieś dwa wieczory i pół nocy. Bardzo podobał mi się podział na krótkie rozdziały, skoncentrowanie ich wokół jednego tematu.
Jakieś 10 lat temu namiętnie słuchałam Kultu, jeździłam na koncerty, kupowałam płyty. Dzisiaj nie ma już we mnie tamtego zachwytu, mimo to postać Kazika nadal jest interesująca. Nawet, jeśli się nie było lub nie jest jego fanem, to z lektury można wiele wynieść.
Idę tam gdzie idę… to wartościowa pozycja dla fanów muzyki w ogóle
Największą frajdą było dla mnie czytanie o początkowym zachwycie m.in. Pink Floyd, Sex Pistols, odrzuceniu rocka na rzecz punku. Kazik prowadzi czytelnika przez cały proces odkrywania swoich ścieżek i świadomości muzycznej.
Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tylu komplikacji w tworzeniu zespołów i ich formowaniu się ostatecznie w Kult, KNŻ czy Buldog. Teraz ten rozwój mam dość uporządkowany.
Niesamowita jest ilość wiedzy, którą można wynieść nie tylko o życiu Kazika Staszewskiego i jego zespołów, ale muzyce w ogóle. Nie zliczę ilości kapel, o których istnieniu nie miałam pojęcia, dopóki nie przeczytałam tej książki.
Hej, czy nie wiecie, nie macie władzy na świecie
Równie interesujące, co wątki muzyczne, były wątki historyczne przedstawione z perspektywy kogoś, kto miał naprawdę arcyciekawe życie.
Urodziłam się wtedy, kiedy upadał ZSRR, więc z pasją czytałam o realiach PRL-u, dojrzewaniu w tamtym okresie, eksperymentach z używkami, tworzeniu oraz tak odmiennym do dzisiejszego podejściu do pracy czy rodziny.
Mimo, że do dzisiaj dość dobrze pamiętam teksty pisane przez Kazika dla różnych jego zespołów, nigdy do końca ich nie rozumiałam, ze względu na silne aluzje do ówczesnych, zupełnie nieznanych mi czasów. W autobiografii Kazik otwarcie mówi o swoich inspiracjach, bodźcach do napisania konkretnych utworów.
O rzeczach złych w Idę tam gdzie idę…
Jedyne, co mnie zasmuciło, to wydanie tej książki. Wydawnictwo Kosmos Kosmos powinno zdecydowanie większą uwagę zwrócić na korektę (albo w ogóle ją rozważyć), bo na co drugiej stronie znajdywałam głupie błędy, które irytowały i przeszkadzały w lekturze. Miałam wrażenie, że jest to wydane byle jak, na szybko, bez sprawdzenia. Pełno literówek, kulejąca interpunkcja, nieodmienianie zagranicznych imion. Przykłady można mnożyć.
Rozumiem, w każdej książce można natrafić na potknięcia, ale tutaj była ich taka ilość, że poczułam się lekko obrażona jako czytelnik. Nie mówiąc o tym, że każde źródło pisane jest traktowane jako nośnik największej próby języka i jednak ma wpływ na praktyki czytelników.