Lwów-Jaremcze
W drodze już od kilku dni. Teraz: pociąg na trasie Lwów-Jaremcze. Czy do życia potrzeba mi czegoś więcej, niż stukotu kół, wesołej kompanii? Na stopach mnóstwo odgniotów, siniaki aż do krwi, ale kiedy nie mogę dalej iść, myślę o tym, że trzymasz mnie za rękę.
Im bliżej gór, tym rzadsze powietrze. Gorąco, nie ma czym oddychać. Domowy ser, świeży kwas chlebowy i Huculi, którzy przybliżaliby nam nieba, gdyby tylko mogli.
_____________________________
Jaremcze
Wszystko się miesza, przeplata, łączy w chimerycznych konfiguracjach. W górach pogoda zmienia się szybko jak nasze nastroje. Nie można nikomu i niczemu ufać.
U Hucułów wszystko trzymają kobiety. Rządzą gospodarstwem, rodziną, nawet cerkwiami, obracają pieniędzmi. Jedna z nich wynajmuje nam dom na kilka dni, choć do końca nie wierzy, że się naprawdę zjawiliśmy.
Przez telefon trudno ją zrozumieć, mówi w gwarze. Kiedy wydaje mi się, że już coś kojarzę, okazuje się, że myślimy o czymś zupełnie innym.
Wiele widzisz, ale najbardziej wbijają się w pamięć spalone budynki, ruiny, głodne, bezdomne psy, które parami wygrzewają się na słońcu. Stoisz na moście, boisz się spojrzeć w dół nie dlatego, że lęk wysokości, że można wypaść, ale dlatego, że z wody zawsze można coś wyczytać.
Wierchowina (albo Żabie)
Cienie zapomnianych przodków wiją się za nami przez całą drogę. Znajdują nas, kiedy pada deszcz, chowają się za drzewami, kiedy świeci słońce.
Huculskie wesele, przez które wszystkie sklepy, kawiarnie i bary są pozamykane już około piętnastej, bo mieszkańcy idą wspólnie świętować, i to jest normalne.
Krzyworównia
Wódka wypita na pojednanie polskiego i ukraińskiego narodu. Deszcz. Obiad z niczego, z tego, co każdy kupił na targu i spakował do plecaka. Kawałek pieczywa, ser, pomidory, banany. Hektolitry wina i piwa. Zapach malw i czarnego chleba.
Krowy na drodze i kozy, dla których na tyle byliśmy sympatyczni, że postanowiły iść za nami, wywołując gniew tych, do których należały. Ale czy jakakolwiek duszę zwierzęcą czy ludzką można sobie przywłaszczyć? Zwierzęta i ludzie należą do gleby, słońca i powietrza.
Czas płynie wolniej i wolniej. Zatrzymuje się. Zapach skoszonej trawy. Wszystko jest tak, jak powinno być.
Kołomyja
Swastyka odnaleziona na pisance to chyba dobry znak, symbol szczęścia i radości.
Nie da się ukryć, przyświeca nam słońce.
_____________________________
Iwano-Frankiwsk (Stanisławów)
Trzeba wgryzać się w muzykę miasta, jego kurz, zapach benzyny i parków. Iwano-Frankiwsk jak żadne inne miasto Ukrainy daje się lubić. Połączenie współczesności i przytłaczającego ogromu Kijowa z przytulnym i historycznym Lwowem. Chmury ścielą się na niebie jak poduszki z pierzem. Słońce zmusza do mrużenia oczu. Wszystko, co najpiękniejsze, może stać się tylko tu i z tobą.
9-13 maja 2014