
Całe ciało miał złożone ze strupów. Z trupów pamięci po niej. Z pajęczyny wszystkich dotknięć, zetknięć, pocałunków. Mapa czułości, którą trzeba zapomnieć, żeby nie bolało tak jak teraz. Wydychał ostatnie opary miłości, coraz mniej czuł, coraz bardziej był.
Pęczniał dzień i rozrastał się jak mróz na szybach. Śnieg na karoseriach zmarzniętych samochodów i skundlonej sierści psa, który skonał we śnie pod stacją trafo, pomiędzy blokami z wielkiej płyty.
Jesienna, długa noc. Butelka po rumie coraz bardziej pusta. Stracona szansa, ciąg złych, choć przemyślanych decyzji. Pustka, która nagle się stała. Brak determinacji, skupienia się w sobie. Nie stać go było na odrobinę czystej substancji. Niczego w nim nie było, coraz mniej był ciałem, stałym. Atomy drżały, ulatywały w powietrzu.
Nad ranem przez otwarte okno wkradał się zapach smażonej cebuli, jakby był w domu. Jakby powrót do ciepłego, miękkiego wnętrza matki, kiedy jest się tak bardzo zależnym i zarazem wolnym.
Samotne wyjście przed południem do kina, cichy seans. Poszerzała się próżnia, jakby chciała go wessać, oblepić od stóp do głów, zatkać usta. Wracał do zimnego mieszkania. Miniatury rysowane białym proszkiem na blacie, trzęsącymi się rękoma, dreszczami.
Życie wcale nie ma żadnego schematu, którego po prostu należy się trzymać, żeby dotykać szczęścia. Życie jest mąką, cukrem, solą. Jest sypkie, choć wielu mówi – kruche.
_______________________________
Z przyjemnością powiadamiam o nagrodzie dla Ciebie szczegóły tutaj https://fabrykaczasuulotna.wordpress.com/2015/11/10/trzy-razy-liebster-blog-award-czyli-no-to-sie-porobilo/
PolubieniePolubienie