niebo ma kolor kałuży z benzyną,
jest mętne i wisi jak stal,
jak ostrze noża. na linii horyzontu
topi się asfalt.
kto nie boi się śmierci wciska gaz
do dechy, petem podpala stację
i szybko odjeżdża. za plecami dym,
kurz, syreny, pulsujące światła.
może nigdy nie żyłam, a może
żyłam siedem razy jak kot. może
nigdy nie byłam na tym parkingu,
a może byłam trzy razy, za każdym
razem inna i ciekawa jak dziecko.
może negowałam akty wandalizmu
i wspierałam akty brutalizmu. może
jak domy z betonu, byłam twarda,
ale jednocześnie krucha i łatwiej
mnie było złamać słowem niż kołem.
opowieści nigdy się nie kończą,
ich odłamki wbijają się głęboko,
głęboko jak po wybuchu pocisku.
hektolitry paliwa, kopy adrenaliny,
zastrzyki euforii zamiast ligniny.
kadry zmieniają się szybko jak w teledysku.
prędkość światła, mile karbonowe,
błyski, flesze, miga stroboskop.
obraz widzę wyraźnie w technikolorze.
uciekam, chociaż nikt mnie nie goni.
zmieniam tropy, gubię ślady
w takt dobrze znanych piosenek.
jesteśmy tylko kropką, od której wszystko
się zaczyna i na której wszystko się skończy.
jesteśmy grudką gliny, erytrocytami
w żyłach autostrady. nikt nas nie szuka,
dlatego nikt nie znajdzie.
Jedna myśl na temat “pocztówka z wakacji”