BLAKNIĘCIE, CZERNIENIE, ZANIKANIE

Barnett Newman
Barnett Newman

*

Stali nad przepaścią. Razem, potem osobno. Każde z nich ratowało się tak, jak potrafiło.

Jeszcze rok temu, latem, zabierał ją nad morze gęstego wina, białe góry snu. Wtedy była najszczęśliwsza. Mogliby tak trwać dalej, albo zacząć od nowa, póki księżyc im sprzyjał, nie malał, tylko rósł.

Kiedyś wiedzieli, co robić, żeby zatrzymywać chwile na zawsze. Zdjęcie, które dla postronnej osoby nic nie znaczy, im przypominało wszystko. Dwie pary butów, jedne większe, drugie trochę mniejsze, ułożone obok siebie.

Leżeli na trawie całą noc, w parku, pomiędzy drzewami, trochę rozmawiając, trochę śpiąc, słuchając Toma Waitsa, śpiewając z nim refren:

And those were the days of roses, poetry and prose
and Martha, all I had was you and all you had was me.
There was no tomorrows, we’d packed away our sorrows
and we saved them for a rainy day.

Był świadomy tego, że wszystko, co zdarza się w jego życiu jest ściśle powiązane z nią. Świadczyły o tym rozmowy, które prowadził z innymi. Kiedy mówił o sobie, co chwilę mimowolnie wspominał też ją. Ulubione miejsca wypełnione były tyloma obrazami z przeszłości, że brakowało już pamięci na nowe.

*

Każdego popołudnia siadał w fotelu z kubkiem kawy i wracał do wspomnień. Najczęściej myślał o niej, chociaż wtedy, kiedy był wrzesień, także o deszczu, który ściekał po szybie wolno i nierównomiernie, prawie zamarzał. Czasem przypominał sobie wiele momentów i osób, które naprawdę się nie wydarzyły. Nadchodziła noc, ale w pokoju nie zapalał światła, tylko razem ze wszystkimi przedmiotami tracił kolor, blaknął, czerniał, aż zupełnie znikał.

Czekał, aż wróci z pracy. Otworzy drzwi, przekroczy próg, zdejmie lekkie palto, buty i sukienkę, nie mówiąc nic wejdzie po cichu do łóżka, by tulić jego zmarznięte, chude ciało, a potem zaśnie ze zmęczenia. Kiedy się spóźniała bardziej niż zwykle, krzątał się długo po mieszkaniu, drżał z zimna, aż w końcu zasypiał z głową na stole, z niedopalonym papierosem, z żarem pod palcami, nadpaloną serwetką. Nie potrafiła się na niego złościć, bo wiedziała, że kiedy będzie dręczyła go bezsenność, znowu usiądzie w fotelu, tuż przy jej łóżku i będzie czytał, strzegąc jej snu, trzymając za rękę.

Wiedział, że teraz żyje z innym mężczyzną. Czasem przychodził pod jej drzwi, wymyślał głupie preteksty. O tym, że nie ma jej w domu, informowały go szczekające psy.

Żyła już z innym mężczyzną, choć nie mogła go kochać – wiedział to on, dobrze musiały wiedzieć też psy.

*

Stali nad przepaścią, próbowali, najczęściej bezmyślnie. Zastanawiał się, gdzie jest granica, za którą już nie ma sensu się starać. Nie rozumiał.

Dla niej było już za późno. I to powinno wystarczyć.

IX 2013

_________________________________

Co myślisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s