O książce „Przyjdzie Mordor i nas zje” było już bardzo głośno. Z częstotliwością wypowiadania w telewizji słowa „dżender” pisano, rozpisywano się w długich esejach, jeszcze dłuższych krytykach czy felietonach na temat autora tejże książki. Szczerek był w mediach, gazetach, wszystkich rubrykach towarzyskich, nawet na ostatniej stronie „Faktu”, więc postanowiłam nie odgrzewać tematu w znany już sposób, ale powiedzieć o tej nagrodzonej ostatnim Paszportem Polityki książce trochę inaczej. O Mordorze z perspektywy Mordoru. Czyli Ukrainy.
O ile większość Polaków przyjęła tę książkę jako zabawną, ironiczną, zdystansowaną (czasem też niepotrzebną i wulgarną), o tyle – co w pewien sposób jest zrozumiałe – polskojęzyczni Ukraińcy, którzy mieli możliwość przeczytania tej książki w oryginale, zareagowali w zupełnie inny sposób. Jaki, dlaczego?
Pierwsze, co nasuwa się na myśl, to oczywisty brak dystansu. Do siebie jako do nacji, do siebie – obywateli, do siebie jako siebie. Z własnego i cudzego doświadczenia wiem, że Ukraińcy są w znaczący sposób pokrzywdzeni, ogólnie mają niskie poczucie własnej wartości, poczucie narodowej klęski, przekazywane przez wieki w materiale genetycznym. Nie są tak spójni, jeśli chodzi o język, tradycję, historię i kulturę jak większość narodowości. Są słabi, podzieleni. Dlatego wydaje się, że każdy „atak”, nawet jeśli źle odczytany, nawet jeśli na papierze (i to tylko w wymiarze literackim, bo przecież nie reportażu w czystej postaci), muszą od razu traktować jako zamach na ich dumę narodową. Chociaż w książce Szczerka żadnego ataku nie ma.
Jeśli się już upierać przy atakach, to Ukraińcy nie chcą zauważyć, że autor „Przyjdzie Mordor i nas zje” w największym wymiarze wyśmiewa przeciętnego Polaka jadącego na „Kresy”, bo przecież nie na Ukrainę. Ale Ukraińcom, z którymi rozmawiałam, nie bardzo to mogło przyjść do głowy – bo po co negatywnie pisać o swoich rodakach, kraju, opisywać pejoratywnymi określeniami? To niedorzeczne i absurdalne. Kto w ogóle na coś takiego wpada?
Mam wrażenie, że problemem może być też nieprzygotowanie ukraińskich studentów do odbioru współczesnej literatury. O poezji Miłobędzkiej z tomu „Gubione” potrafili powiedzieć tylko tyle, że to nie są wiersze, bo co to za wiersz, gdzie tylko jeden wers, bo nie ma rymu, w ogóle co ty nam pokazujesz. W każdej lekturze chcą widzieć odniesienie do narodu, martyrologii. Nie mają wyczucia stylistyki, konwencji. A najgorsze jest to, że nie mówią o literaturze jako o wyobrażonym, wymyślonym świecie, nie widzą obrazów pewnych typów ludzi nakreślonych w książce, tylko tych ludzi. I utożsamiają narratora z autorem, więc chcą zlinczować biednego Szczerka, obwinić o burzenie dobrych relacji polsko-ukraińskich. W momencie, kiedy mam wrażenie, że ta książka na tyle gra stereotypami z jednej i drugiej strony, odziera nasze cząstkowe myślenie, nieustanne opieranie się na skojarzeniach, demaskuje zbyt łatwe wydawanie sądów, że może nie warto się już przepychać? Wszystko widać gołym okiem, nie jesteśmy w piaskownicy, po co się obrażać? Szczerek obdziela niewygodnymi epitetami zarówno Ukraińców, jak i Polaków. To chyba dowód na próbę bezstronnej, ale ostrej krytyki. Krytyki zachowań, ale nie nacji, konkretnych osób.
Wydaje mi się, że trzeba jako naród oraz osoba dojrzeć, aby móc się w końcu śmiać z narodowych, ale i własnych przywar, nauczyć się nimi żonglować, spróbować je obnażać, demaskować. Bo najgorsze są zadry ukryte, nieuświadomione.
W rozumieniu takich spraw system oświaty na Ukrainie nie pomaga – na masową skalę zatraca się potencjał intelektualny, który drzemie w młodych ludziach, którzy wiele chcą, ale są pokrzywdzeni przez starą, skostniałą, radziecką edukację, przemalowaną po 1991 roku na niebiesko-żółto[1]. Uważam, że to wszystko składa się na smutną prawdę: uczniowie i studenci w zderzeniu z literaturą, której nie omawiali, do której nie znają klucza i jedynej właściwej interpretacji, są zupełnie otępiali, bezsilni.
Oczywiście moje tezy to są moje tezy – oparte na niewielkim materiale źródłowym. Pozwoliłam sobie mocno upraszczać, bo mogę. Jeśli „Przyjdzie Mordor i nas zje” pojawi się kiedyś w tłumaczeniu na język ukraiński, narobi niezłego bigosu. Ale to dobrze, w końcu kiedyś trzeba urządzić wielkie wietrzenie w głowach, wywołać dyskusje, które może niejedną osobę uświadomią. Albo dwie.
_______________________________________
[1] Żeby zrozumieć, co mam na myśli, trzeba opinię Antoniego Michnika na temat polskiego systemu edukacji postawić do potęgi drugiej. Albo trzeciej. Odsyłam do artykułu „Dzieci krula”, dostępnego na stronie internetowej Krytyki Politycznej.
_______________________________________
Autor: Ziemowit Szczerek, Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian,
Wydawaca: Ha!art, Kraków 2013.
_______________________________________
Artykuł ukazał się w 50. numerze kwartalnika „sZAFa”.