Nie jesteśmy wyjątkowi. Kilka prawd o milenialsach

Skąd przyszliśmy? Dokąd zmierzamy? Kim jesteśmy? Pytania, które stawia jeden z najsławniejszych obrazów Gauguina, dręczyły mnie jeszcze zanim poznałam nie tylko tego, ale jakiegokolwiek malarza. Mijają lata, a ja nadal nie znam odpowiedzi.

Próbowałam wierzyć, ale religia od dziecka wywoływała we mnie nadmierne poczucie winy. Do tego jej treść była dla mnie równie wiarygodna, co legendy o założeniu Gniezna albo o smoku wawelskim. Próbowałam podejść filozoficznie, przeszłam przez kilka mniejszych lub większych zauroczeń Nietzschem, Schoppenhauerem, Kierkegaardem, potem Lacanem. Każdy miał swoją teorię, każdy z nich miał rację. Każdy z nich nie miał racji.

Zachłysnęłam się literaturą. Zawsze miałam skłonności do masochizmu, dlatego pociągali mnie poeci wyklęci, beatnicy, pogrążeni w szaleństwie i upadku. Rimbaud, Wojaczek, Plath, Kerouac, Ginsbourg, Hłasko, Świrszczyńska, Pilch, Bukowski. Wszyscy byli jak strzał, który nie zabija cię od razu, ale umierasz w bólach.

Próbowałam zniknąć w muzyce, w klasyce, elektronice, w rocku, w jazzie, w poezji śpiewanej, w metalu. Polski Hey, Kult, PJ Harvey, Cat Power, Feist, Chopin, Debussy, Stravinsky, Tiersen, Amalia Rodriguez, Mariza, Coltraine, Możdzer i Stańko, Marillion, SBB. Mogłabym wymieniać w nieskończoność. To też były piękne strzały.

Próbowałam zabić czas filmami Allena, Almodovara, Jarmuscha, Lyncha, Kieślowskiego, Polańskiego. Przeżywałam romanse z rysowaniem, fotografią, grafiką, sportem.

Myślę, że pogłębione przyswajanie różnych dziedzin kultury jest bardzo zdrowe. Co jednak, jeśli jest kompulsywne? Jeśli w każdą dziedzinę trzeba zgłębić w sposob totalny? Rządziła mną obsesja wiedzy. Chciałam przeczytać wszystko, wszystko przesłuchać, przejrzeć i obejrzeć. Mniej odczuwałam przyjemności, więcej obowiązku. Wydawało mi się, że muszę to robić, żeby nie zwariować. Ale nie zauważałam tego, że to to właśnie jest szaleństwo.

Odkąd pamiętam, robię tysiąc rzeczy na raz. Bo szkoda mi czasu. Bo jeszcze znajdę chwilę na zastanawianie się, po co właściwie to wszystko robię? Komu to jest potrzebne?

Większość naszych działań nie ma żadnego znaczenia i sensu. Można za cel życia postawić sobie zdobycie Nagrody Nobla, ale tak naprawdę, co to zmienia? Czy przez to jest się szczęśliwszym? Można zdobyć uznanie i sławę. I co z tego?

Rodzimy się w rodzinach, których w większości nie chcemy znać. Chodzimy do znienawidzonych szkół, w których tracimy do reszty poczucie sensu. Idziemy na studia, bo tak trzeba. Idziemy do pracy (nie w zawodzie), bo jakoś trzeba zapłacić za rachunki i używki. Kupujemy, kupujemy, kupujemy. W weekendy długo śpimy i szukamy wrażeń, żeby zapomnieć. Co? Po co?

Zakochujemy się w osobach, których po paru miesiącach nie znosimy. Bierzemy śluby, żeby dostarczyć sobie wrażeń i rozrywki. Przez jakiś czas utrzymuje się stan euforii, niestety potem opada na tyle, że albo bierzemy rozwody, albo rodzą nam się dzieci. Jakiś czas znowu jest na czym się skupić, ale po chwili dzieci zaczynają żyć swoim życiem, mają nas gdzieś, dlatego przygarniamy psa, kota, albo inne zwierzę, które tylko od nas będzie uzależnione. Dziecko wyprowadza się z domu, zwierzęta umierają. Starzejemy się, zaczynamy coraz więcej czasu spędzać w przychodniach, coraz więcej pieniędzy wydajemy na leki. W końcu zapominamy niemal swoje imię i nazwisko, robimy pod siebie i umieramy, powodując, że innym robi się tylko spokojniej i lżej.

Oszukujemy się, że jesteśmy wyjątkowi. Że życie jest wyjątkowe. Że każda osoba jest na wagę złota. Ale tak naprawdę wszyscy jesteśmy tutaj nie wiadomo po co, zazdroszcząc zwierzętom ich prostych potrzeb i wymagań. Największym naszym przekleństwem jest myślenie. A już w szczególności myślenie abstrakcyjne. Bez tego nasze istnienie spowadzałoby się do jedzenia, wydalania, płodzenia potomstwa, wychowywania go i tyle. Jednak gdzieś w środku bardzo zależy nam, aby nasza obecność była jakaś. Żeby miała sens i znaczenie. Żeby ktoś nas zauważył. Żeby ktoś nas wyróżnił. Żeby skupić na sobie czyjąś uwagę. Historia zatacza koło. Nadmiar, tak charakterystyczny dla naszych czasów, powoduje, że powinniśmy zazdrościć cynikom. Że powinniśmy ograniczyć swój świat do beczki, żyć z naturą, nie przejmować się kulturą.

Co nam dała kultura? To zabrzmi zbyt patetycznie niż powinno, ale co najlepszego dał człowiek tej planecie? Czy cała nasza kultura nie powstała i nie powstaje z kompleksów? Leczymy się, tworząc nikomu niepotrzebne dzieła sztuki. Leczymy się, tworząc różne rzeczy. Liczymy, czy się kasa zgadza. Zabijamy czas. Przeżywamy, ale do czego to przeżywanie nam się przydaje?

Ja też się leczę, teraz. Piszę, bo próbuję zrozumieć.
Bo większości z nas brakuje sensu, choć moglibyśmy powiedzieć, że mamy wszystko.
Może po prostu nie trzeba szukać sensu, bo go zwyczajnie nie ma.

I co z tego?

 

P.S. Pozdrawiam wyjątki. Jesteście szczęśliwi.

24 myśli na temat “Nie jesteśmy wyjątkowi. Kilka prawd o milenialsach

  1. Mocny tekst, zrobiło się nieco nihilistycznie, ale dzięki temu odkryłem, że myślę tak samo. Z wiekiem dostrzega się te niuanse, o tym że przez świadomość zyskujemy ale i tracimy, kto wie może ten glob kiedyś wybaczy nam krzywdy? Może następna cywilizacja na ziemi będzie lepsza w szukaniu sensów… Pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

  2. To prawda, ale nie każdy to od razu wie. Co to znaczy sens? Co to znaczy „nadać sens”. Co to znaczy „ważne”? Dojście do takiej prostoty myślenia jest paradoksalnie dość trudne. O tym mówię :-)

    Polubienie

  3. Każdorazowa, gdy też myślę o tym co opisałaś w tym wpisie wracam myślami do filmy Sens życia wg Monty Pythona i piosenki z ich innego filmy, w której wyśpiewują między innymi takie zdanie Life’s a piece of shit, When you look at it, Life’s a laugh and death’s a joke, it’s true. Pozdrawiam.

    Polubione przez 1 osoba

  4. Nie można nie wolno nie myśleć,ale można za dużo nie rozmyślać.Należy żyć w zgodzie z własnym sumieniem i kochać życie bo życie tę miłość odwzajemni.

    Polubione przez 1 osoba

  5. To chyba nie jest smutny tekst. Raczej nie ma w nim smutku, tylko pogodzenie się z tym, że nie ma co się łudzić. Chociaż tak, to może oznaczać zderzenie z ziemią. :-)

    Polubione przez 1 osoba

  6. O, smutny tekst. Generalnie jest nie tak jak to pisali w książkach, może jak o mawiała pewna staruszka ziemia się za szybko kręci i brakuje nam cierpliwości. Chyba szukać trzeba sensu w poszczególnych chwilach i składać je jakoś w całość…

    Polubione przez 1 osoba

  7. To wszystko prawda, Andrzeju. :-) W tej pogoni za szczęściem warto też nie zapomnieć o tym, żeby się cieszyć nie tylko tym, gdzie chcemy być, ale też tym, co jest teraz. Zawsze dzieje się coś dobrego i złego naraz, warto to odróżniać. :-)

    Polubienie

  8. Kazdy chyba przez to przechodził, wlacznie ze mna. Umartwiamie sie, szukanie sensu, szukanie siebie. Na razie jestem na etapie( a przynajmniej tak mi sie wydaje) zeby być szczęśliwym. Czymkolwiek by to nie bylo. Najwieksze szczescie daje druga osoba, ktora wzajemnie rozumiesz, znasz, ktora sprawia ze sie usmiechasz. Chemia ucieknie, ale przywiazanie, bliskosc zostanie.
    Trzeba szukac szczęścia. Gdyrajdy popatrzymy wstecz na zycie, z loza smierci, fajnie bylo by czuc – to bylo dobre zycie.Trzeba byc egoista. Ale takim zdrowym. Bo niszczenie komus zycia moze da satysfakcje, ale nie da szczescia na dluzsza mete. Zdrowy egoizm i szczescid 😀
    A i tak to nie ma sensu, bo nie musi. Ogolnie polecam blog i ksiazki Volanta, volantification.pl

    Don’t be afraid,ever, because – this is just a ride.

    Polubione przez 1 osoba

  9. Myślę, że życie w zgodzie ze sobą przychodzi z wiekiem. Rzeczywiście łatwiej i lepiej się żyje, gdy się tak bardzo wszystkim człowiek nie przejmuje. :)

    Polubione przez 1 osoba

  10. Hej, dzięki wielkie za Twoje słowa. Wszystkiemu chcemy nadawać jakieś znaczenie, zamiast po prostu żyć dobrze, uczciwie, w zgodzie ze sobą, dawać z siebie wszystko. Odkąd to zrozumiałam, mniej się przejmuję, mam więcej luzu, a wszystko i tak jak takie, jakim było. ;-)

    Polubione przez 1 osoba

  11. W punkt. Ja, rocznik ’90 podpisuję się pod tymi słowami, szczególnie pod tekstem, że ,,największym naszym przekleństwem jest myślenie.”

    Im bardziej myślę i analizuję, tym mniej czuję się szczęśliwa. I tak, też chcę coś znaczyć, chcę znaleźć jakikolwiek sens dla mojego istnienia. Im jednak jestem starsza, tym bardziej zaczynam wątpić w to, że znajdę odpowiedzi na te najtrudniejsze pytania.

    Polubione przez 1 osoba

Co myślisz?