Nie miałam żadnych wyobrażeń o Szczecinie

Do Szczecina przyjechałam nie w celach wypoczynkowych, muzycznych, ani nawet miłosnych. Do Szczecina przyjechałam w celach służbowych, dlatego czasu na zwiedzanie miałam tyle, co bracia Zielińscy szczęścia na kontroli antydopingowej w Rio.

Mimo ośmiu godzin drogi i czterech fastfoodowych posiłków, udało mi się wyjść z hotelu, który z zewnątrz wyglądał jak pokomunistyczny blok, a w środku ociekał skórą, obrazami i lustrami w ramach ze złota, kusił chlorem z prywatnego basenu.

Nie miałam żadnych wyobrażeń o Szczecinie, zanim się w nim nie pojawiłam. Nie sprawdzałam miejskich atrakcji, niczego nie zaplanowałam.

Pierwsze, co zrobiło na mnie ogromne wrażenie, to rozległa Estakada Pomorska w ścisłym centrum. Tak, jakbyśmy w Krakowie walnęli sobie czteropasmówkę nad Wawelem albo Sukiennicami. A najlepiej nad tym i nad tym.

Pod czteropasmówką – mnóstwo murali, rysunków, ważnych i mniej znaczących haseł, po których uznałam, że Szczecin do miasto, przepraszam za wyrażenie, “lewackie”. Zaproszenia dla uchodźców, promocja wegetarianizmu i weganizmu, slogany przeciwko obecnej władzy, kwiaty, pokój i inne oznaki hippisowskiej zarazy. Nic, tylko przyjeżdżać i żyć w spokoju i harmonii z całym światem.

Pierwszym egzemplarzem architektury, który udało mi się zobaczyć, była Bazylika archikatedralna św. Jakuba, która ponoć jest drugim pod względem wysokości kościołem w Polsce – ma 110 metrów. Pierwsza jest Bazylika w Licheniu, ale z tą to ciężko w ogóle w czymkolwiek konkurować.

Niepojęty jest ogrom Bazyliki św. Jakuba. Mój aparat w smartfonie nie potrafił jej objąć swoim ośmiomegapiselowym okiem. Mimo tych 110 metrów i piękna, podczas tego wyjazdu i tak nic nie mogło się równać z Jezuskiem z Rio de Świebodzinejro, zwanym szumnie Figurą Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. On, przy swoich 52 metrach, stojący w szczerym polu obok drogi szybkiego ruchu wydawał się tak wielki, a ja taka malutka.

Wracając do Szczecina – jak tylko będziecie mieli okazję, idźcie na Wały Chrobrego. Ten zespół pałacowy nie przypomina mi Polski. On pachnie zachodem (co prawda, głównie Niemcami). Dużo przestrzeni, przewiewu, zieleni, wody. Co paradoksalne, tyle miejsca i przestrzeni, a tak mało ludzi. Można spokojnie przejść, z nikim się nie przepychać, nie musieć trenować łokci. Zupełnie odwrotnie, niż w Krakówku.

Może najbardziej rozczarował mnie widok Zamku Książąt Pomorskich. Z nazwy brzmi dumnie, ale w rzeczywistości jakiś on smutny, niewielki. Chociaż ja każdy zamek porównuję do Wawelu, i kiedy przyjeżdżam do takiej Warszawy czy Poznania, to się odrobinę śmieję w duchu. Ciut.

Podczas długiego wieczornego spaceru zdążyłam się zauroczyć tym miastem na tyle, aby tu jeszcze zechcieć wrócić. Niech to wystarczy za rekomendację. ;-)

Jak Wam się podoba Szczecin?

________________

Więcej zdjęć ze smartfona: copy.raczek na Instagramie.

8 myśli na temat “Nie miałam żadnych wyobrażeń o Szczecinie

  1. Teraz czytam o Lwowie, zaciekawil mnie mural. Jak lubisz Stret Art to mam u siebie mala galerie z Cork, gdzie mieszkalem. To powinien byc link do bezposredniego albumu:

    Polubione przez 1 osoba

Co myślisz?