Ostatnie echo jest ciszą. Wokół płyty Buenos Agres TAM GDZIE NIE MA ECHA

Bez nazwy-1

OSTATNIE ECHO JEST CISZĄ

Pierwsza długogrająca płyta zespołu Buenos Agres zaskakuje przestrzenią, którą słychać od pierwszych dźwięków. Tam jest piękne echo i pogłos, które gitary rozrywają na strzępy. Tam jest miejsce, gdzie można się skończyć w oczach, we śnie i być ciszą (vide: Wojaczek).

AGRES / BUENOS

Osiem wykończonych, dopieszczonych do ostatniego dźwięku utworów spaja klamrą wprowadzające w klimat płyty Intro oraz podsumowujące całość Outro. Powracające motywy, rozbudowane i różnorodne harmonicznie utwory, z których najkrótszy trwa cztery i pół minuty (Szept), a najdłuższy – siedem i pół (Prośba). Album koncepcyjny, na którym dochodzi do pojednania odważnej, momentami agresywnej rockowej muzyki z bardzo lirycznymi tekstami.

TAM GDZIE NIE MA ECHA to nie bezpłodne walenie po garach. Przeciwnie. Odnajdziemy tu mięsistą treść, niebanalne przesłanie i chwytliwą historię, owinięte wokół energetycznych dźwięków czy ballad. A jeszcze najlepiej, jeśli są utwory, w których się to wszystko przeplata, jeśli wzrasta napięcie u słuchacza (W czasie). To sprawdzona, ale bardzo skuteczna metoda – wysoka amplituda. Od delikatnych, łagodnych tonów klawiszy do ściany dźwięku (Tu i teraz).

CZŁOWIEK NIEDOKOŃCZONY

Jest nim bohater zatrzaśnięty w tekstach Anny Mysłajek, żądny szeptu, dążący do ciszy (Szept). Na początku jeszcze nie wie, że w życie wpisana jest taka prawidłowość: na końcu trzeba dojść do ściany, do ostatniego echa, do czarnego kwadratu i białego tła (vide: Malewicz).

Co, jeśli miłość to człowiek niedokończony (vide: Éluard), jeśli to tylko projekt zawierający w sobie niestałe bicie serca, kołatanie, tachykardię? Jeśli nie jesteś zdolny do tego, żeby uciec, kiedy już nie potrafisz trwać? Miłość rośnie do Ciebie, choć nic o niej nie wiesz. Ale ona wie coś o Tobie, zatem: jesteś (vide: Wojaczek). Jesteś, jeszcze nieświadomy, że kiedy zaczniesz o niej mówić, to przestaniesz jej używać (Do S. [EKG]).

W końcu będzie coraz mniej i Ciebie, i jej (Coraz mniej). Z krótkimi momentami, prawie niezauważalnymi chwilami, dziejącymi się tu i teraz, kiedy się odnajdziesz, kiedy dostrzeżesz jeszcze jakiś sens (Tu i teraz).

PRZESTRZEŃ, MATERIA, CZAS

Może na niedługo się obudzisz, zabłyśniesz najjaśniejszym światłem, nasycisz i powoli zgaśniesz (Supernowa). Umrzesz tylko po to, aby zgromadzić siłę odpowiednią do wielkiego wybuchu, żeby na nowo urodzić się na podobieństwo Wszechświata: w wyniku rozszerzania i zapadania przestrzeni (Inny wymiar).

Żeby od nowa, inaczej zbudować sobie przestrzeń, samemu będąc ulepionym z bardzo nietrwałej materii, lżejszej i bardziej ulotnej niż słowo; w czasie odmierzanym przez bicie serca, uderzenia liczone dźwiękami elektrokardiogramu; w świecie, gdzie nasze oddechy są z góry policzone.

TAM, GDZIE NIE MA ECHA, NIE MA TEŻ NADZIEI

Ale album TAM GDZIE NIE MA ECHA daje wielkie nadzieje na to, że w Polsce można grać dobrego, interesującego rocka, który ani nie jest naiwny w treści, ani przeintelektualizowany.

Zespołowi Buenos Agres oraz ich płycie życzę tego, żeby nie przeszli bez echa, bo mają potencjał na zdobycie uznania zarówno słuchaczy o bardziej wyrafinowanych gustach, jak i dużej publiczności.

_________________________

Posłuchaj Buenos Agres na Bandcamp!

buenos

7 myśli na temat “Ostatnie echo jest ciszą. Wokół płyty Buenos Agres TAM GDZIE NIE MA ECHA

  1. OK, teraz chyba rozumiem dobrze Twój punkt widzenia.
    Może nie napisałam recenzji, tylko „wariację na temat”.

    Bardzo oczywiste odwołania w warstwie tekstowej do Wojaczka to np. jego „Umiem być ciszą” i „Błyskawica”. I to nie jest naciągane.

    A Malewicz wziął się stąd, że w sztukach plastycznych (nie miałam na myśli poezji w jego przypadku) doszedł do ściany, do braku przedstawieniowości. Tak jak muzyka kończy się tam, gdzie pada ostatnie echo. Czy cisza może być muzyką? Czy czarny kwadrat sztuką? Może to luźna aluzja, ale dla mnie znamienna.

    P.S. Świetnych rockowych tekstów po polsku noszących znamiona geniuszu jest wiele, ale czy aktualnych, powiedzmy, z ostatnich 10 lat? Chętnie się podszkolę, jeśli coś przeoczyłam. ;-)

    Polubienie

  2. Ania śpiewa pięknie, instrumentaliści świetnie się ze sobą dogadują, muzycznie Buenos Agres są na bardzo wysokim poziomie, ale teksty są dla mnie rażące, na pewno nie przyznam Ci racji, kiedy piszesz, że są ponadprzeciętne. Różni nas to, że ja nie patrzę na teksty piosenek bardziej pobłażliwie niż na inne utwory literackie. Tekst powinien być porządnie napisany, a inteligencja autora powinna pozwalać mu na to, żeby sprytnie dopasował słowa do rytmu i emocji zawartych w muzyce w taki sposób, aby nie ucierpiała na tym treść. Świetnie napisanych po polsku tekstów jest na szczęście bardzo dużo, także w muzyce rockowej, i – szczerze mówiąc – nie zależy mi, aby koniecznie miały w radiu znajdować dla siebie miejsce. Dla mnie cały problem recenzji polega na Twojej próbie głębszego intelektualnie podejścia do treści, której ranga nie jest na tyle wysoka, aby przystawała do powoływania się na autorytety w postaci Wojaczka czy Eluarda (dotąd się głowię, jak w tym wszystkim znalazło się miejsce dla Malewicza). Tylko tyle mam Ci do zarzucenia, z całym szacunkiem dla Twojej pracy. Na koniec życzę odkrywania wielu świetnie napisanych piosenek. Wszystkiego dobrego!

    Polubienie

  3. Szczerze dziękuję za rozwinięcie, za dookreślenie punktu widzenia.

    Jeśli chodzi o poetykę, oczywiście przyznaję rację, natomiast osobiście wolę rozdzielać poezję od tekstów piosenek – tym ostatnim stawiam mniejsze wymagania, zwłaszcza w muzyce popularnej czy rockowej, bo te rządzą się swoimi rytmicznymi prawami. Moim marzeniem jest to, żeby one były chociażby poprawne, nie obrażały. Świetnie, jeśli jest w nich coś więcej. A jeśli nie, dlaczego nie pozostać na muzyce instrumentalnej?

    Myślę, że moją dość wyważoną opinię podsumowuje przedostatni akapit recenzji, że „Tam gdzie nie ma echa” to dobry, interesujący rock, ani przeintelektualizowany, ani naiwny w treści. Bo szczerze wolałabym, żeby w szanującym się radiu zamiast Rojka, Misi Ff czy Perfectu grali Buenos Agres.

    Przyznam, że bardziej podobały mi się projekty Mysłajek bliskie „poezji śpiewanej” (nie lubię tego określenia), tylko głos i klawisze, gdzie też więcej można było wymagać od tekstu – ich treść była na pierwszym planie. Przypadek Buenos Agres to dla mnie połączenie rozwojowej, choć komercyjnej muzyki z ponadprzeciętnymi tekstami. Porównuję album zatem w ramach gatunku, w którym, w moim mniemaniu, wypada bardzo dobrze. Reszta to już kwestia gustu, osobistych preferencji.

    A jeśli chodzi o obiektywizm recenzji, to… Dla mnie to kwestia podstawowa, świadcząca o higienie. Nigdy nie podjęłabym się pisania przeciwko sobie, dla jakiegoś celu, idei, nawet chwalebnej. Często rezygnuję z pisania z powodu różnych wątpliwości, między innymi wtedy, kiedy tracę dystans, albo kiedy nie mam nic do powiedzenia. W tym konkretnym przypadku, po kilku przesłuchaniach płyty znalazłam wiele punktów zaczepienia, aluzji, które sprowokowały mnie do szukania możliwych źródeł i napisania recenzji. Gdybym nie czuła żadnej przyjemności ani przekonania, nie angażowałabym się.

    Mam nadzieję, że rozwiałam, chociaż w niewielkim stopniu, wątpliwości.

    Serdeczności.

    Polubienie

  4. Masz rację, że „zakładanie masek” jest popularną figurą, ale właśnie w tym problem – tendencyjność jest wrogiem sztuki, na pewno jako poetka doskonale o tym wiesz. Jest jeszcze kwestia zastąpienia „maski” „twarzą” – czytałaś książki do poetyki, więc wiesz, że nie ma dla poezji niczego gorszego od udosłownionej metafory, natomiast jeśli chodzi o „spotkamy ostatni się już raz” – właśnie takich słów wymagała piosenka, w żaden sposób nie dało się tego napisać lepiej bez szkody dla rytmu. „Sadzanie myśli głowami w dół” też nawet zaczęło mi się podobać, jest w tym jakiś kunszt, myśl jak rzodkiewka, wyższy poziom surrealizmu (rzeczywiście lepsze od tekstów Rojka).

    Oczywiście masz co do mnie rację, zdarza mi się wyrabiać opinię po przeczytaniu jednego, dwóch wierszy z tomiku, albo jednej strony z powieści (a niech tam, nawet czasem tylko zerknę na okładkę i już stawiam ocenę, mimo że nie powinno się tak robić), albo też – jak w tym wypadku – przesłuchaniu dwóch utworów z płyty. Takie wyimki są dla mnie jedynie jakimiś tam próbkami stylu, reprezentującymi całość, a że jestem tylko prostym człowiekiem, świadomym swoich ograniczeń umysłowych, to myślałem dotąd, że tak mi wolno. Skoro uważasz, że inne teksty z płyty są na wysokim poziomie, to w pełni Ci zaufam, zwłaszcza, że czytujesz Wojaczka i Eluarda, a w dodatku wiesz, o co chodzi w czarnym kwadracie Malewicza i że dochodzą do niego żądni szeptu, ulepieni z materii, ale lżejszej od słowa i o których wie miłość – jednak od sprawdzania na własną rękę warstwy lirycznej całego albumu się powstrzymam, nawet jeśli zapewnisz, że dużo stracę. Za posądzenie o konszachty najmocniej przepraszam, myślałem, że Twoja przyjaźń z wokalistką mogła wpłynąć na stopień obiektywizmu recenzji.

    Na koniec, całkiem poważnie – nie chciałem Cię urazić, nie traktuj proszę mojej wypowiedzi jak atak na Twoją osobę, byłem po prostu ciekaw, czy teksty są w Twoim (jako poetki) mniemaniu na wysokim poziomie. Napisałaś, że są i ok, nie potrzebuję niczego więcej wiedzieć.

    Pozdrawiam serdecznie!

    Polubione przez 1 osoba

  5. „Posłuchałem tylko dwóch utworów, domyślam się, że w pozostałych może być tekstowo jeszcze gorzej”. I tu jest klucz. Dlatego, że ja tego Wojaczka i Eluarda nie wzięłam znikąd, wystarczy porównać teksty piosenek i konkretne wiersze. I to nie są dwa pierwsze utwory z płyty. Zatem atak jest oparty na przypuszczeniu. Ciekawe. Poza tym:

    1) „chcę ujrzeć twarz / tę którą włożysz gdy / spotkamy ostatni się już raz” – co tutaj strasznego? Zakładanie masek jest dosyć popularną figurą. Inwersja („ostatni się”) – moim zdaniem to tylko wymogi piosenki, do której tekst trzeba dostosować rytmicznie. Gdyby tam było „spotkamy się ostatni raz” – brzmi idiotycznie.

    2) „zabierz mnie znów / tam, gdzie braknie niemych słów / a myśli niedojrzałe i zwiędłe / głowami sadzam w dół” – OK, to też mi się nie podoba. Ale czy to dorównuje temu, z czego się śmiałam kilka postów wcześniej, pisząc o grafomańskich tekstach? Nie. To jest jeden czy dwa wersy w obliczu całych utworów, całych płyt, to są „sadzane myśli głowami w dół” wobec „zapominania o swoich piersiach”, „czopów, co nadają falę złą” itd., ja sobie wypraszam porównywanie, to gruba przesada.

    Poza tym, tutaj przyjęłam inną metodę oceny. Wtedy skupiałam się na odrębnych utworach jako przykładach koszmarnych płyt, bo pisanie recenzji byłoby znęcaniem się. Post był luźny, ironiczny. Według mnie poważna krytyka opieranej tylko na fragmencie jest nierozsądna, to jest strzał w stopę, dlatego w przypadku płyt, książek, filmów czy tekstów podchodzę do artystycznej całości. Widzę, że pisząc „krytyczne” komentarze ta zasada nie obowiązuje…

    Naprawdę proponuję najpierw posłuchać całości, bo absurdalnie się czuję, tłumacząc własne stanowisko, bijąc się z hipotezami bez poparcia.

    P.S. Z uprzejmości pominę kwestię oskarżania mnie o pisanie recenzji na zamówienie albo konszachty. Widzę, że łatwiej Panu przychodzi oczernianie, wysysanie z palca argumentów i bezpodstawne przypuszczenia, niż trud przesłuchania całej płyty. To odrobinę niepoważne.

    Pozdrawiam.

    Polubienie

  6. Zastanawiajace jest, że całkiem niedawno wytykałaś autorom polskich piosenek, że nie potrafią napisać porządnego tekstu, a teraz piszesz bardzo pochlebną recenzję płyty, na której słychać takie potworki, jak choćby „chcę ujrzeć twarz / tę którą włożysz gdy / spotkamy ostatni się już raz”, albo „zdradź mi tę myśl / materię słów”, albo też „zabierz mnie znów / tam, gdzie braknie niemych słów / a myśli niedojrzałe i zwiędłe / głowami sadzam w dół”. Wkładać twarz? „Ostatni SIĘ już raz”? Materia słów? Nieme słowa? Myśli, które mają głowy i sadza się je w dół? Posłuchałem tylko dwóch utworów, domyślam się, że w pozostałych może być tekstowo jeszcze gorzej.
    Pisząc recenzję, poświęciłaś więcej uwagi tekstom niż muzyce, wzbudziłaś moje zainteresowanie zespołem. Niestety, mimo że od strony muzycznej płyta jest ok, to teksty niesamowicie irytują, przeszkadzają w odbiorze całości, na pewno nie wrócę do tej płyty. Nie sądze, żebyś nie zuważyła słabości tekstów, domyślam się, że albo recenzja powstała na zlecenie, albo przyjaźnisz się z zespołem. Wszystko byłoby ok, gdybyś nie podniosła językowych paskudków do rangi Wojaczka i Eluarda (Malewicza jeszcze jakoś przełknę, bo poetą był okropnym). Zgłosiłem sprzeciw. Pozdrawiam.

    Polubienie

Co myślisz?